Radhanatha Swami: Życie we współczuciu, dedykacji i miłości - Bhakti Tirtha Swami Maharaja CZĘŚĆ 1


Hare Krsna.

Wielbiciele, których gorąco wielbię w głębi serca poprosili mnie, bym wygłosił przesłanie dotyczące życia jednego z największych vaisnavów współczesnego świata – Jego świętobliwości Bhakti Tirtha Maharaja. W przepełnionej miłością przyjaźni oraz z życzliwości i miłosierdzia poprosił mnie, bym pozostał przy nim w ostatnich siedmiu i pół tygodnia życia na ziemi. To było naprawdę zdumiewające. W tym czasie dziesiątki, tysiące ludzi wiele razy dziennie łączyło się poprzez internet i inne źródła, by usłyszeć raport o stanie jego zdrowia. Bhakti Tirtha Swami Maharaja był głęboko dotknięty miłością przebudzonych ludzi, którzy szczerze i prawdziwie pragnęli świadomości Krsny.

Dzisiejszy wykład zatytułowałem: „Życie we współczuciu, dedykacji i miłości. Jego Świętobliwość Bhakti Tirtha Swami Maharaja.”

Świętowaliśmy wczoraj dzień odejścia Namacaryi Śrila Haridasa Thakura. Dobrze wiemy, że Śri Caitanya Mahaprabhu szerzył najważniejszy przekaz tego wieku Kali, yuga dharmę – harinama sankirtana – poprzez osobę pochodzącą z wykluczonej ze społeczeństwa rodziny nietykalnych. Haridas Thakura wywodził się z otoczenia, które było odrzucone i uciemiężone przez społeczeństwo hindusów. Jednak Pan Śri Caitanya Mahaprabhu uważał go za klejnot na koronie całego wszechświata. Po odejściu z tego świata, Pan Caitanya z miłości tańczył w ekstazie trzymając jego ciało, które później osobiście wykąpał i pochował. Co więcej, samemu żebrał od zwykłych ludzi, by zorganizować ucztę ku czci Haridasa Thakura gloryfikując go jakby miał pięć ust.

Tak, to jest przesłanie jakie Pan daje temu światu. Nawet odrzucone osoby, których pozycja społeczna jest bardzo niska mogą wznieść się do najwyższej, ostatecznej doskonałości i być godnymi stania się mistrzem duchowym całego wszechświata… Jeśli tylko szczerze podejmą proces bhakti intonując Święte Imiona.

By lepiej zrozumieć i mieć większe uznanie dla wielkości Bhakti Tirtha Maharaja, chciałbym powiedzieć coś o rasie, z której pochodził. O tym, skąd się wywodził i kim się stał. Ludzie lubią słuchać historii o kimś, kto z żebraka stał się bogaczem. Lubią historie sukcesu, w których osobt nie posiadające niczego, doszli na sam szczyt w swojej dziedzinie. Taką historię, w najwspanialszej formie odnajdziemy w życiu Bhakti Tirtha Swami Maharaja.

Śrila Bhakti Tirtha Maharaj ki - jay!

Pochodził z afro amerykańskiej rasy, która przez wieki była uciśniona i oskarżana. Pierwsi Afrykanie przybyli do Ameryki w 1619 roku, gdy holenderski handlarz niewolników przybył do zachodniego wybrzeża i z braku jedzenia sprzedał około tuzina Afrykańczyków w zamian za pożywienie. Wkrótce stało się to bardzo popularne.

W tamtym czasie jedną z najbardziej dochodowych upraw był tytoń. Jako, że na polach potrzebowano wielu robotników, zaczęto importować do Ameryki Afrykańczyków jako niewolników. To długa historia i fascynujący temat… Być może jest to największy i najbardziej oczywisty dowód hipokryzji Stanów Zjednoczonych Ameryki, państwa które zostało założone w oparciu o zasadę, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi.

Niewinni Afrykańczycy… Ich wioski były najeżdżane, a oni sami siłą wydzierani ze swych domów i wtrącani do obozów koncentracyjnych. Nie dostając żadnego wynagrodzenia, dosłownie byli porywani, trzymani niczym więźniowie, wrzucani na przeładowane łodzie, przerzucani przez ocean i następnie sprzedawani jako niewolnicy. Według danych statystycznych, w latach 1619 – 1867, od dwunastu do dwudziestu milionów Afrykańczyków zostało siłą wyrwanych ze swych domów, a następnie wysłanych do Ameryki. 5% zmarło w obozach w Afryce, ponad 15% umarło z powodu przeładowania i nieludzkich warunków na łodziach, a 30% umarło w przeciągu pierwszych trzech miesięcy pobytu w Ameryce z powodu nieludzkiego traktowania. Zatem około 50% z nich umarło zanim stało się niewolnikami.

Byli biczowani, by pokazać im, kto tu jest panem, a czasami znakowani na twarzy rozżarzonym żelazem. Nie mogąc mieć własnych imion, byli nazywani imionami swych panów. Nie posiadali żadnych praw. Byli traktowani gorzej od zwierząt. Trwało to przez dwieście lat…

W 1861 roku w Ameryce wybuchła wojna domowa, która zakończyła się dopiero w roku 1865. Jedną z jej głównych przyczyn było to, że północ chciała obalić niewolnictwo, południe natomiast pragnęło je utrzymać. W wojnie tej walczyło trzy miliony ludzi, spośród których sześćset tysięcy zginęło. To więcej niż liczba zabitych amerykanów w pierwszej, drugiej jak i każdej innej wojnie. To czas, w którym amerykanie zabijali się nawzajem…

Od 1667 roku niewolnictwo było w Ameryce legalną instytucją i dopiero po dwustu latach, w roku 1865 wraz ze zwycięstwem północy została uchwalona 13 poprawka do konstytucji, która je obaliła.

Jednak w wielu przypadkach było to jedynie sztuczną, prawną rzeczywistością. Afroamerykanie byli źle traktowani, uznawani przez białych jako istoty niższe, które zmuszano w ten sposób do życia w biedzie gett. Mało jedzenia, mało higieny… Nie dano im prawa do uzyskania właściwego wykształcenie. Dlatego jedynym zajęciem, o ile je w ogóle otrzymywali, była ciężka praca fizyczna.

Szczególnie w południowych Stanach czarni nie mogli używać tych samych toalet co biali. Nie pozwalano im kożystać tych samych fontann z wodą do picia. Musieli udawać się na tył autobusów i nigdy nie pozwalano im uczyć się w jednej szkole z białymi.
Niższe wykształcenie… By nie pozwolić im się podnieść… Gdy Afroamerykanie usiłowali zdobyć jakieś prawa zazwyczaj byli bici, torturowani lub zabijani. I faktem jest, że taka sytuacja miała miejsce w Ameryce do czasu lat sześćdziesiątych.

Doktor Martin Luter King studiował (w Indiach) filozofię Mahatma Gandhiego i uznał go za swego siksa guru. Będąc chrześcijańskim duchownym wierzył w brak przemocy i pokój oraz czuł, że nie będzie mógł pokonać siłą uprzedzeń, prawa i systemu Ameryki. Przyjmując zatem ten sam rodzaj psychologii i technik co Mahatma Gandhi w Indiach, rozpoczął w Ameryce Ruch Praw Obywatelskich. Wielki wpływ… Ogromny wpływ... Oczywiście został zamordowany, jednak dzięki niemu nadano wiele praw, których nigdy wcześniej czarnoskóry Amerykanin nie posiadał.

Jego Świętobliwość Bhakti Tirtha Swami urodził się przed sukcesami, jak odniósł Ruch Praw Obywatelskich Martina Lutera Kinga. Przyszedł na świat w warunkach, gdzie od strony społecznej wszystko było przeciwko niemu. W pełnym przemocy i biedy getcie w Cleveland stanu Ohio. Mroźne zimy praktycznie bez ogrzewania…

Maharaja pochodził z rozbitej rodziny. Ojciec opuścił go zanim się w ogóle urodził i nigdy nie uczynił nic, by mu pomóc. Został z samotną matka gotową uczynić dla niego wszystko. Maharaja powiedział mi, że nigdy nie miał dwóch zestawów ubrań. Jeśli jakiś jego przyjaciel przyszedł do nich do domu w ubraniach, które były bardziej podarte od jego, matka zawsze podarowała przyjacielowi te ubrania. Robiła to nawet wtedy, gdy nie była w stanie kupić mu nic w zamian. Czyniła tak, by wpoić mu ducha współczucia, że o wiele ważniejsze jest myślenie w kategoriach pomagania innym, niż o własnych potrzebach. Postępowała według tej zasady przez całe życie… To miało głęboki wpływ na jego serce.

Należał do mniejszości... W tamtym czasie Afroamerykanie żyjący w getcie mieli szanse równe 99,99%, że będą tam żyć, cierpieć i ostatecznie umrą. Było wielką rzadkością, nadzieją wbrew nadziei, że kiedykolwiek się stamtąd wydostaną i odniosą sukces w jakiejkolwiek dziedzinie życia.

Zatem żył w biedzie, pochodził z rozbitej rodziny, uciśniony jako mniejszość... Ale to nie wszystko. Kiedy był małym chłopcem posiadał wadę wymowy, jąkał się. Powiedział mi, że czasami potrzebował 3-4 minuty, by wypowiedzieć jedno słowo. Gdy był przywoływany w szkole do odpowiedzi i próbował powiedzieć „mój dom”, mówił „mó, ó, ój, do, o, o, o, o…”… Był w takim stresie, że uderzał dłońmi w ławkę i tupał nogami podczas gdy cała klasa śmiała się i żartowała z niego. To było bardzo trudne… Był wyśmiewany nawet przez własnych ludzi. To tworzyło wielką traumę u małego chłopca.

Jednak w tym samym czasie, gdy przemawiał opierając się na Biblii i naukach Pana Jezusa Chrystusa nie zająknął się ani razu. Potrafił wówczas mówić bardzo elokwentnie. Jego nauczyciele Biblii zauważywszy to byli zdumieni… Wkrótce potem stał się dzieckiem głoszącym ewangelię Jezusa Chrystusa nawet w telewizji i radio.

Dzięki wieloletniej terapii i lekcjom wymowy stopniowo pokonał swoją wadę. Było oczywistym, że nie urodził się w tym świecie by mówić o czymkolwiek materialnym. Narodził się w tym świecie, by wychwalać Najwyższą Osobę Boga.

Opowiem wam co usłyszałem od Maharaja o sąsiedztwie, w którym mieszkał. Było to miejsce pełne przemocy, którą potęgował głód i brak prawa komunalnego. Tak wiele represji i rozpaczy… Powiedział, że ludzi kłócili się z bronią w dłoni. Jeszcze zanim stał się nastolatkiem, musiał nosić ze sobą przez cały czas naładowany pistolet jako jedyny sposób, dzięki któremu mógł przeżyć wśród swych ludzi. Zabicie kogoś było codziennością. Ludzie nieustannie kłócili się i nieustannie dochodziło do przemocy. Jeśli nie miałeś pistoletu prawdopodobnie zostałbyś zastrzelony. Jeśli posiadałeś broń, w chwili gdy kłótnia dochodziła do szczytowego punktu pokazywałeś ją, przeciwnik wówczas pokazywał swoją i dopiero wtedy obydwoje zaczynaliście rozumieć, że jeden z was umrze jeśli nie przestaniecie tej kłótni. Tak wyglądało życie w Ameryce. A jednak w głębi swego serca Maharaja był tak pokorną, pełną współczucia i łagodności osobą… Ta agresja była niestety jedyny sposobem by tam przeżyć.

Najlepszym co mógł otrzymać w getcie było niższe wykształcenie, którego praktycznie żaden college nawet nie chciał przyjąć. Maharaja miał wtedy na imię John Favors. Mama nazywała go Johny Boy. Jako, że zawsze interesowało go pomaganie innym stał się korepetytorem. Dawał zajęcia, by pomóc w nauce uczniom w jego wieku i młodszym. Naprawdę bardzo lubił pomagać innym. Dostawał również za to bardzo małe wynagrodzenie, którym wspierał swoją matkę w ciężkiej walce o życie.

Jak Krsna wszystko aranżuje… Ponieważ Maharaja był tak szczerą osobą…

Istniała w Cleveland pomagająca sobie społeczność korepetytorów, w której Maharaja spotkał białą dziewczynę żydowskiego pochodzenia wywodzącą się z bardzo bogatej rodziny. Potrafiła zrozumieć, że jest on duszą o bardzo dobrym sercu. Jest bardzo inteligentny, twórczy, ma tak wiele wiary w Boga, jest tak bardzo oddany każdej sprawie, do której się zabierze. Jest prawdziwie dobry. Trudno znaleźć taką osobę…

Więc dziewczyna pomyślała sobie, że zasługuje on na szansę w życiu, której pozbawiony jest tam, gdzie obecnie żyje. Zatem zorganizowała, by uczęszczał na wakacyjne zajęcia na wydziale prawa w najbardziej prestiżowej prywatnej szkole dla najbogatszych dzieci całego rejonu. Był jedynym czarnym, jedynym Afrykańczykiem, który kiedykolwiek uczęszczał do tej szkoły. Miało to miejsce w bardzo bogatej dzielnicy.

Tego lata szło mu tak dobrze, a jego cechy były tak atrakcyjne, że dyrektor szkoły dał mu darmowe wejście na tą uczelnie. I gdy ukończył liceum, jednej z najlepszych prywatnych szkół Ameryki dyrektor rzekł do niego: „Mogę sprawić, że dostaniesz się do każdego uniwersytetu lub college’u, którego zapragniesz. Tylko powiedz mi który, a ja zrobię resztę.” Jak to możliwe? Zrozumcie proszę, że działo się to w latach sześćdziesiątych. To było zaraz po tym jak Martin Luter King, John F. Kennedy, Lyndon Johnson kładli ogromny nacisk na integrację szkół dla czarnych.

Mogę opowiedzieć wam historie z czasów mojego dzieciństwa, w które nie uwierzylibyście, że kiedykolwiek miały miejsce. Segregacja była tak silna! Na Uniwersytecie Alabama gubernator stanu oraz policja oświadczyli, że nigdy nie pozwolą na wejście czarnym do uczelni. Wówczas prezydent Stanów Zjednoczonych John F. Kennedy zmobilizował armię domową, straż narodową, by walczyć przeciw policji i gubernatorowi.

Gubernator ślubował, że nigdy nie wpuści tego ucznia, a prezydent odpowiadał, „Ten czarny uczeń idzie do twojej szkoły albo będzie wojna”. Tysiące zbrojnych straży narodowej armii Stanów Zjednoczonych zgrupowało się w Alabamie eskortując tego chłopca do college’u. I dopiero w ostatniej chwili gubernator i lokalna policja odpuścili. Rząd był zmuszony do takiego nacisku…

Administracja każdego ze stanów nakładała kary na uniwersytety, które nie przyjmowały czarnych. „Jeśli weźmiecie tych Afrykańczyków damy wam gubernatorskie nagrody i damy wam ulgi podatkowe. Jeśli nie - nie ma nagród ani ulg.” Chodziło o pieniądze… W rzeczywistości większość college’y i uniwersytetów istnieje wyłącznie dla pieniędzy. Dlatego, by dostać te profity i ulgi musieli przyjąć tak wiele czarnych. I w większości wypadków musieli brać ich ze szkół w gettach.

Zatem ten dyrektor powiedział: „Uczyłem cię w jednej z najlepszych szkół. Jakikolwiek College w Ameryce weźmie cię jako pierwszego. Po prostu powiedz mi, w którym college’u chcesz być”. I dostał stypendia do Harvardu, Yale, Princeton, Cornell. Rozpatrywał, który z nich jest najlepszy. Zabiegali o niego tak bardzo, że Uniwersytet Princeton wysunął ofertę, którą trudno było odrzucić. Brak czesnego przez trzy lata, darmowe wydatki na życie, darmowe jedzenie, darmowe książki, wynagrodzenie, by chodził do szkoły plus każdego roku dwa bilety lotnicze z Princeton New Jersey do Cleveland, by odwiedzić rodziców. Z tego powodu Maharaja zdecydował się studiować właśnie w tej szkole.

W czasach, gdy Maharaja dostał się do Princeton, a był to koniec lat sześćdziesiątych, w szkole uczniami byli głównie dzieci bogaczy z południa. Oni po prostu nienawidzili czarnych… Opowiedział, że jedynym sposobem na przetrwanie w Princeton, była konieczność noszenia przy sobie pistoletu. Gdy ludzie zaczęli go przyciskać, on pokazywał broń i zostawiano go w spokoju…

Maharaja prześcigał innych w nauce stając się w ten sposób bardzo popularny. Był najlepszy w psychologii, prawie międzynarodowym, został przewodniczącym rady studentów oraz liderem Ruchu Praw Obywatelskich w tym rejonie. Był aktywistą.

Gopal Prabhu opowiedział mi, że odwiedzając Uniwersytet Princeton obejrzał album z rocznika Bhakti Tirtha Swamiego i znalazł tam jego zdjęcie. W albumie pytano każdego ucznia, co pragnie robić w przyszłości. Maharaja odpowiedział, że chciałby zostać globalnym filantropem. Takie zawsze było jego serce…

Otrzymał stopień naukowy z psychologii. Jako, że był tak wykwalifikowany, inteligentny, twórczy oraz dynamiczny otrzymał pracę w biurze rządowym. Wydaje mi się, że było to biuro prawne. Otrzymał sposobność pracy w Narodach Zjednoczonych… Był człowiekiem, który pochodził z najbardziej uciśnionej sytuacji, a teraz otwierały się przed nim w życiu wszystkie sposobności do bezgranicznego wpływu i materialnego dobrobytu. Zazwyczaj sposobność zdobycia wielkich pozycji i wielkiego bogactwa w tym świecie jest dla osoby urodzonej w biedzie bardzo pociągające i atrakcyjne. Jednak jego to nie interesowało, poszukiwał swojej duchowej ścieżki.

Czytał pisma objawione. Spotykał się z pewnym bardzo sławnym guru z Indii, który dawał wspaniałe wykłady i pięknie śpiewał. Stał się jego osobistym towarzyszem. Pobierał również nauki pod kierunkiem innych bardzo szanowanych przywódców duchowych. Przyjął wówczas jednego z nich jako swego guru. Zadawał tak głębokie pytania… Tak bardzo pragnął poznać Boga, kochać Go i wykonywać największą pracę dobroczynną jaką może robić człowiek… Już wtedy posiadał głębokie przekonanie, że szerzenie świadomości Boga jest jedyną i prawdziwą pracą dobroczynną… Zadawał tak głębokie filozoficzne pytania, mierzył tak wysoko. Nie chciał artha, kama, karma, moksa, których praktycznie każdy w tym świecie szuka u Boga. Pragnął czegoś więcej. Więc ostatecznie po wielu miesiącach jego guru powiedział mu, „Nie mogę Ci dać tego, czego pragniesz. Chcesz czegoś tak wzniosłego, tak głębokiego… Istnieje wyłącznie jedna osoba w tym świecie, która może Ci to dać. Jest nim A. C. Bhaktivedanta Swami z ruchu Hare Krsna. Ale nie mów nikomu, że ci to powiedziałem…”

Maharaja zaczął spotykać się z wielbicielami ze świątyni w Nowym Jorku, studiować książki Prabhupada… Wkrótce sam stał się wielbicielem.

Pewnego razu miał błogosławioną sposobność spotkania Srila Prabhupada…

Warto zrozumieć, że w tamtym czasie Maharaja był jedynym afroamerykaninem w ruchu Hare Krsna. Wielbiciele nie wiedzieli jak z nim postępować. Czarnoskóry absolwent psychologii z Uniwersytetu Princeton… Ludzie nie traktowali go należycie. Powiedział mi, że w świątyni, w której mieszkał rozmawiały z nim zaledwie jedna czy dwie osoby. Inni go zwyczajnie ignorowali.

Gdy spotkał Srila Prabhupada w wielkiej szczerości zwierzył się, „Srila Prabhupada, powiedzenie tego rani moje serce, ale muszę to zrobić. W twoim ruchu ma miejsce rasizm oraz uprzedzenia pomiędzy twoimi wielbicielami.” Maharaja stwierdził, że odpowiedź, którą usłyszał od Prabhupada zmieniła jego życie. Pragniecie usłyszeć co to było?

Prabhupada mógł go przeprosić, mógł wszystkiemu zaprzeczyć… Jednak zamiast tego powiedział, „Jeśli jesteś dotknięty tym, co ci nieświadomi wielbicie mówią i myślą, jaka jest pomiędzy wami różnica? Innymi słowy, oni są na cielesnej platformie życia, co jest całkowitym przeciwieństwem najbardziej podstawowych nauk Bhagavad Gity! Bhagavad Gita uczy, że nie jesteśmy tym ciałem, jesteśmy wiecznymi duszami. Prawdziwy vaisnava widzi w każdej żywej istocie duszę, nierozłączną cząstkę Krsny. Ten, kto osądza innego vaisnavę po rasie, czy cielesnych cechach, według pism posiada mentalność, która istnieje w piekle. Naraka buddhi… Zatem jeśli ci ludzie są na cielesnej platformie życia, są nieświadomi co do podstawowych nauk Pana Krsny, możesz zachowywać się w taki sposób. Ale jeśli jesteś dotknięty tym co mówią, ty również jesteś na cielesnej platformie. Czym się zatem różnicie?”

Srila Prabhupada użył tej sposobności, by przebić się przez barierę sztucznej, cielesnej świadomości swego ucznia. Od tej chwili, Maharaja stał się nieustraszony i całkowicie pewny tego, że miłość i łaska Srila Prabhupada zawsze mu towarzyszą.
Podczas ceremonii inicjacji mającej miejsce w bardzo pomyślnym dniu, Maharaja przyjął śluby przed Srila Prabhupadem otrzymując imię Ganeshyam Das.

Z powodu swego wysokiego wykształcenia został wysłany do gurukuli w Dallas w stanie Teksas. Jedną z jego pierwszych służb było pełnienie funkcji osobistego sekretarza Satsvarupa Goswami Maharaja. Później, gdy Prabhupada przeniósł gurukulę do Vrindavan, Satsvarupa Goswami Maharaja wraz ze swoją grupą, w której skład wchodził również Bhakti Tirtha Maharaja zajął się dystrybucją książek.

W tamtym czasie każdy wielbiciel wychodził na harinama sankirtana oraz rozprowadzał magazyn Back to Godhead. Maharaja sprzedawał wtedy duże ksiązki. To było naprawdę zadziwiające jak jego uśmiech i dynamiczna osobowość oczarowywały serca wszystkich. Był największym dystrybutorem książek w swojej grupie. A gdy dołączał się do kirtanu, tańczył w tak mistrzowski sposób, i z takim wdziękiem oraz entuzjazmem, że tłumy ludzi gromadziły się dokoła tylko dlatego, że chciały obejrzeć jego taniec. Wprawiał Amerykanów w osłupienie.

Mój drogi brat duchowy Mahabuddhi Prabhu powiedział mi w sekrecie coś o Bhakti Tirtha Swami Maharaju, coś, czego bardzo przyjemnie się słucha...

Mahabuddhi Prabhu ukończył Uniwersytet San Diego. Był wtedy członkiem SDS, bardzo radykalnej organizacji studenckiej. Uczył się w państwowej szkole i jednocześnie buntował przeciwko rządowi za różnego rodzaju sprzeczności w jego polityce…

Został wielbicielem mniej więcej w tym samym czasie co Ganeshyam Prabhu. Gdy spotkali się po raz pierwszy, od razu zaistniała między nimi głęboka więź. Obydwoje ukończyli wyższe uczelnie, byli społecznymi aktywistami. Wiedzieli też jak manipulować sprawami w college, by móc służyć wyższym celom. Zaczęli zastanawiać się, „Dlaczego nie nauczamy w systematyczny sposób w college’ach? W końcu sami byliśmy studentami. Wiemy jacy są studenci, i jak wielu z nich pragnie wyższych odpowiedzi na problemy życia. Ci ludzie poszukują czegoś duchowego. A co dostają…? Jeśli moglibyśmy dać im Prawdę Absolutną w oparciu o nauki Srila Prabhupada, przemieniłoby to ich życia.”

Wtedy otrzymali od Srila Prabhupada jego sławny list, w którym mówił, „Musimy skupić się na nauczaniu studentów. Jeden student na uniwersytecie, ma większą wartość w misji rozszerzania naszego ruchu, niż stu zwykłych wielbicieli.”

Wówczas postanowili, że to jest właśnie to, co pragną robić. Mahabuddhi Prabhu i Ganesyam Prabhu zaczęli odwiedzać college’e, gdzie rozprowadzali książki i śpiewali kirtany. Robiąc to spotykali ludzi, których zapraszali później na wieczorne wykłady prowadzone przez Satsvarupa Goswamiego. Wkrótce zaczęli żyć w vanach, podróżując od jednego miasteczka uniwersyteckiego do drugiego, rozprowadzając książki, organizując kirtany i programy.

W czasie, gdy Satsvarupa Goswami Maharaja został poproszony, by przez okres jednego miesiąca pełnić funkcję osobistego sekretarza Prabhupada, Ganesyam Prabhu i Mahabuddhi Prabhu otworzyli ośrodek nauczania w małym domu w miasteczku studenckim w San Antonio w Teksasie. W tym czasie, dzięki ich wysiłkom przyłączyło się dziesięciu „fulltime” wielbicieli. W następnym miesiącu, wszyscy z nich dostali inicjację od A. C. Bhaktivedanta Swami Prabhupada. To był dowód entuzjazmu z jakim nauczali Ganesyam Prabhu i Mahabuddhi Prabhu.

Jakiś czas później Tridayananda Goswami powiedział im, że jeśli naprawdę chcą nauczać studentów powinni udać się do Bostonu, z powodu ogromnej liczby znajdujących się tam college’ów. Oczywiście pojechali tam. Zaczęli rozprowadzać książki, prowadzili harinama oraz inne rodzaje nauczania i w konsekwencji założyli kolejny ośrodek nauczania na uniwersytecie Yale, tuż naprzeciwko samej szkoły. W zaledwie miesiąc, dziesięciu studentów z tego uniwersytetu stało się „fulltime” wielbicielami.

Mahabuddhi Prabhu opowiedział mi o ogromnej empatii i współczuciu, które cechowały Ganesyama, o tym jak opiekował się każdym nowym wielbicielem niczym najlepsza matka, ojciec, przyjaciel, przewodnik i sługa. Powiedział o jednej cesze, która była u niego tak niezwykła, on po prostu kochał służyć. Był w tym niezwykle entuzjastyczny. Jednocześnie istniało coś, czego nie mógł tolerować, gdy ktoś próbował służyć jemu.

Odnosili ogromne sukcesy… Jednego dnia dostali telefon od przebywającego w Indiach Ramesvara Prabhu. Powiedział im o długiej rozmowie, jaką przeprowadzili z Srila Prabhupadem. Obecny był tam również Satsvarupa Goswami. Prabhupada pragnął, by jego książki znajdowały się w bibliotekach uniwersyteckich na terenie całej Ameryki. W jaki sposób pragnął tego dokonać? Chciał systemu sprzedaży w oparciu o zlecenia stałe.

W tamtym czasie zostało wydanych zaledwie kilka książek. Mieli jednak sprzedawać te, które Prabhupada zamierzał dopiero napisać. Powiedział, że powinni sprzedawać profesorom w bibliotekach pełne zbiory Srimad Bhagavatam, Caitanya Caritamrity, Bhagavat Gity wraz z całą resztą książek.

Wówczas Srimad Bhagavatam zostało wydane zaledwie do IV Canto, zaś Caitanya Caritamrita nie ujrzała nawet światła dziennego. Mieli udawać się do uniwersytetów z fotokopią okładki I tomu Caitanya Caritamrity i przekonać profesorów, że dostaną każdą książkę, która dopiero zostanie wydana.

Ramesvara Prabhu powiedział, że Srila Prabhupada nazwał już ich grupę – „BBT Library Party”, której specjalizacją ma być sprzedaż zbiorów jego książek w college’ach oraz uniwersytetach począwszy od Ameryki, a skończywszy na reszcie świata. To była oszałamiająca instrukcja.

Mahabuddhi Prabhu powiedział mi, że już pierwszego dnia odnieśli zadziwiający sukces. Ganesyam zwykł modlić się intensywnie do Prabhupada, Pana Caitanyi oraz Pana Nityanandy o upełnomocnienie go, by mógł służyć swojemu guru. Zawsze modlił się w ten sposób. Pragnął służyć i zadowolić swego mistrza duchowego. Było to jedynym pragnieniem w jego życiu. W ten sposób uosabiał nauki Gity.

„Ci, którzy są na tej ścieżce” mówi Krsna, „są zdeterminowani i ich cel jest jeden. Zaś rozproszona jest inteligencja tych, którzy nie mają stanowczości.” Visvanath Cakravarti Thakur w wyjaśnieniu tego wersu pisze, że polecenie mistrza duchowego należy uczynić swoim życiem i duszą. Taką determinację posiadał Srila Prabhupada. Ganesyam Prabhu dostrzegł to i przyjął w głębi swego serca tego samego ducha.

Był niewiarygodny… Gotów był przyjąć jakikolwiek rodzaj ryzyka… Dla niego nic nie było niemożliwe. Udawał się do college’ów, spotykał profesorów na wydziałach, które z perspektywy zwykłego człowieka nie miały nic wspólnego ze świadomością Krsny. Tak bardzo ich oczarowywał, że kupowali całe zbiory książek Prabhupada. To było niewiarygodne. Mahabuddhi prabhu doszedł do wniosku, że ten Ganesyam Prabhu jest mistykiem. Wierzył, że posiada mistyczne siddhi. Inaczej, w jaki sposób mógłby przekonać tego typu ludzi w sposób jaki to robił?

Rozpoczęli od Uniwersytetu Yale… Później przyszła kolej na uniwersytety w Filadelfii. Odnosili takie sukcesy, że wraz z Satsvarupa Goswami Maharajem postanowili, że sprzedadzą pełen zbiór w każdym college’u w Ameryce. I zrobili to. Jeździli z jednego miejsca do drugiego własnym autobusem. Później, gdy ten się zepsuł podróżowali vanem. Do ich grupy przyłączyło się wkrótce wielu wielbicieli, którzy dostrzegli jak bardzo służba ta zadowalała Prabhupada.

Chciałbym powiedzieć wam coś o zaletach Ganesyama Prabhu… Prowadził on pamiętnik. Opowiedział mi, że każdego dnia bez wyjątku pisał wiadomość do Srila Prabhupada. Pisał całkowicie szczerze i otwarcie, co dyktowało mu serce. Modlił się o pomoc, przewodnictwo, łaskę oraz wyjaśniał co i jak robił. To była nierozłączna cześć jego życia duchowego.

Był uosobieniem wyrzeczenia. Jadł tylko raz dziennie. A co takiego jadł? Trochę owoców, trochę orzechów i czasami dodawał do tego odrobinę kwaśnej śmietany. A podróżował vanem z Mahabuddhim Prabhu, który wcale nie jadł ascetycznego prasadam i przygotowywał rozmaite smaczne potrawy… Ganesyam nigdy nie tknął niczego poza owocami i orzechami. Jadł to, co zwykle jedzą udający się do lasu sadhu.

Nieważne, o której kładli się spać, zawsze wstawał o 2.00 nad ranem. Każdego dnia intonował co najmniej 32 rundy. Robił to żyjąc w vanie i podróżując z miejsca na miejsce… Był przy drzwiach wejściowych uniwersytetu jeszcze przed jego otwarciem. Spotykał ludzi, nauczał, rozprowadzał książki Prabhupada w bardzo systematyczny sposób, do momentu zamknięcia ostatnich drzwi, co miało miejsce zazwyczaj około 22.00. Wtedy spożywał posiłek. Często wielbiciele podróżujący vanem wraz z Ganesyamem Prabhu, budząc się w środku nocy widzieli go z latarką w dłoni intensywnie studiującego książki Prabhupada tak, by im nie przeszkadzać. Zawsze intonował i czytał nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Zawsze był gotów służyć każdemu.

Opowiem wam jedno zdarzenie z tysięcy podobnych.

Pewnego dnia Ganesyam Prabhu i Mahabuddhi Prabhu udali się do małego college’u. Zaplanowali sobie, że następnego dnia pojadą do oddalonego o wiele kilometrów większego uniwersytetu. Gdy podjechali pod college okazało się, że jest pusty. Na parkingu nie było żadnego samochodu. Nikt tamtędy nie przechodził. Po chwili dowiedzieli się, że tego dnia szkoła była zamknięta z powodu jakiegoś święta.

Mahabuddhi Prabhu powiedział: „Znikajmy stąd”. Jednak Ganesyam Prabhu odparł: „Nie, mimo wszystko spróbujmy. Krsna nas upełnomocni. Spróbujmy.” „Jesteś szalony? Nikogo tu przecież nie ma, wszystkie biura, klasy są zamknięte, cały college jest zamknięty!” Zaczęli się sprzeczać. Ostatecznie Ganesyam Prabhu powiedział: „Dobrze, pozwól mi tylko udać się do ubikacji. Wrócę za 2 minuty.”

Więc Ganesyam wszedł do college’u i spytał kogoś jak może znaleźć toaletę. Hole były puste. Poza sprzątaczami nie było nikogo. Minęła godzina, dwie… Mahabuddhi Prabhu był bardzo wzburzony. Siedział w samochodzie czekając już 2 godziny. „Gdzie on jest? Miał tylko pójść do ubikacji!” Był bardzo zdenerwowany.

I wtedy zobaczył wychodzącego ze szkoły Ganesyama Prabhu z wypełnioną książkami torbą na ramieniu. Ganesyama otwiera drzwi do samochodu, a jego twarz promienieje w ekstatycznym uśmiechu. Mahabuddhi Prabhu miał już go skarcić mówiąc: „Gdzie byłeś? Co to jest? Powinniśmy odjechać 2 godziny temu!”, jednak powstrzymał się myśląc, „Jeśli ta osoba jest mistykiem będzie lepiej, gdy najpierw posłucham co ma do powiedzenia.”

Ganesyam uczynił tak jak powiedział – udał się do toalety. Będąc tam spotkał kogoś i zaczął z nim rozmawiać… A przecież wiecie po co ludzie udają się do ubikacji… Osoba poszła się załatwić, a Ganesyam zaczął z nią rozmawiać chcąc się zaprzyjaźnić. I osoba ta od razu go polubiła! Okazało się, że był to profesor religii wschodu. Słuchając nieustającego potoku słów Ganesyama zabrał go do swego biura mówiąc, „W ogóle nie powinienem dzisiaj uczyć. Przyszedłem, by nadrobić zaległości w pracy. Jednak jestem bardzo szczęśliwy, że ciebie spotkałem.”

Ganesyam oczarował jego serce sprawiając, że tylko dla siebie kupił cały zbiór książek Prabhupada. Wziął również Bhagavad Gitę i zdecydował, że w przyszłym roku będzie używał jej jako podręcznika na swoich zajęciach. Wtedy Ganesyam zapytał, „A co z biblioteką? Czy szkoła nie chciałaby mieć tych książek, dzięki czemu wszyscy studenci mieliby do nich dostęp?”. „Co prawda biblioteka jest zamknięta, ale bibliotekarz jest moim przyjacielem, zadzwońmy do niego do domu.” Odebrała żona mówiąc, „Właściwie to go nie ma. Pojechał do biblioteki. Czegoś tam zapomniał.” Po telefonie Ganesyam Prabhu udał się do biblioteki, zaczął nauczać bibliotekarza, który w przeciągu kilku minut był pod takim wrażeniem jego współczucia, entuzjazmu, miłości, że zamówił dla uniwersytetu zlecenie stałe kompletnego zbioru książek Prabhupada.

Mahabuddhi Prabhu stwierdził, że był to dowód na to, do czego Ganesyama był zdolny w małym college’u, który na dodatek był zamknięty…

Ganesyama Prabhu powiedział, „Idąc do toalety modliłem się bardzo żarliwie do guru i Krsny, by dali mi jakąś służbę w tym college’u. By dali mi szansę służenia w rozprzestrzenianiu łaski Sri Caitanyi Mahaprabhu. I ponieważ uczyniłem to, w cudowny sposób odpowiedni ludzie zdarzyli się być w odpowiednim miejscu i czasie.”

Pan Caitanya modlił się, „Nie pragnę bogactwa, nie pragnę pięknych kobiet, nie pragnę imienia ani sławy, nie pragnę być znanym jako wielki uczony, nie chcę nawet wyzwolenia od cierpienia. Moją jedyną gorliwą modlitwą jest to, bym służył Tobie. Bezwarunkowo. Narodziny po narodzinach.” To było również nieustanną modlitwą Gansyama Prabhu. Po prostu pragnął sposobności, w której mógłby służyć pomocą w rozszerzaniu ruchu sankirtanu przez Srila Prabhupada.

Po tym jak odwiedzili wszystkie college’e i uniwersytety Ameryki, udali się do Europy. Tam ponownie odnieśli ogromny sukces! Wówczas podjęli ryzyko podróży do najbardziej niebezpiecznego regionu, jakim był komunistyczny blok Europy Wschodniej. Tam, rząd pod sowieckim reżimem zabronił praktykowania jakiejkolwiek religii, która nie odpowiadała polityce państwa. Służyło temu KGB, potężna agencja rządowa, która szpiegowała praktycznie każdego, mężczyzn, kobiety i dzieci.

Ganesyam Prabhu ryzykując własnym życiem przemycał do tego kraju książki wbrew wszystkim obowiązującym prawom. Chodził do bibliotek, uczelni oraz innych tego typu instytucji i przekonywał profesorów do kupowania książek, które nie były nawet legalne. To było bardzo trudne… Mimo tego odniósł kolosalny sukces!

Ostatnio rozmawiałem z Gurudasem Prabhu, który wraz z Ganesyamem Prabhu nauczał w niektórych krajach Europy Wschodniej. Opowiedział mi, że zdarzało się, że KGB przychodziło do domów, w których prowadzili programy. Musieli wtedy uciekać tylnymi drzwiami. Żyli w nieustannym ukryciu. Tak wiele stresu i napięcia… Czasami nielegalnie przekraczali granice krajów, w których nie pozwolono im przebywać. Dodatkowo musieli się jeszcze stamtąd jakoś wydostać bez stempla w paszporcie, który potwierdzał zezwolenie wjazdu do tego kraju… W przeciwnym razie zostaliby wtrąceni do więzienia.

To był właśnie rodzaj życia, które prowadził Maharaja służąc Srila Prabhupadzie. I odnosił w tym tak niewiarygodne sukcesy…

Pewnego razu, przechodząc korytarzami jednego z uniwersytetów i przekonując różnych profesorów oraz bibliotekarzy do kupowania książek Prabhupada, zwrócił uwagę, że śledziła go bardzo oficjalnie wyglądająca osoba. Gdy wykonujesz służbę w tak niebezpiecznej sytuacji, zawsze jesteś świadom bycia obserwowanym…

Gdziekolwiek się udał, gdziekolwiek skręcił, ten człowiek był tuż za nim. Zorientował się, że to agent KGB. Jeśli zostanie przez niego aresztowany, skończy się to więzieniem i śmiercią. Próbował wtopić się w tłum, ale nie było to możliwe ponieważ nikt inny nie wyglądał jak on. Było oczywiste, że nie jest studentem. Agent śledził go, gdziekolwiek się udał. Ostatecznie zrozumiał, że zostanie aresztowany…

Postanowił uciekać. Był szybkim biegaczem… Usłyszał za sobą odgłosy pościgu. Zaczął biec holami college’u jeszcze szybciej, lecz tamta osoba była zawsze tuż za nim. To był pościg. Był sam. Skręcił. Mężczyzna uczynił to samo. Skręcił w drugą stronę, agent był wciąż za nim. Zrozumiał, że w jakiś sposób musi zniknąć. Tuż za rogiem wykonał nagły zwrot i wbiegł do pierwszych drzwi. Zamknął je za sobą przed tym, jak ścigający go człowiek skręcił w ten korytarz. Agent KGB przebiegł mijając go.

Zamykając za sobą drzwi zobaczył dostojnego urzędnika siedzącego za biurkiem małego pokoju. Mężczyzna był całkowicie zaskoczony. Jakiś afroamerykanin właśnie wbiegł do jego pokoju! Spoglądając poważnie na Ganesyama Prabhu zapytał, „Kim pan jest i co pan tu robi?”

W tym czasie KGB gdzieś na zewnątrz przeszukiwało szkołę...

Przed tym jak wbiegł do środka zdążył przeczytać imię zamieszczone na drzwiach. Ganesyam Prabhu zapytał, „Czy Pan jest profesorem takim i takim?” Usłyszał w odpowiedzi, „Tak.” „Oh, jest 1.00 po południu. Miałem umówione spotkanie o tej godzinie.” „Nic nie wiem o jakimkolwiek spotkaniu.” „Nie, nie. Zostałem umówiony. Przyszedłem tutaj specjalnie, by się z panem spotkać. Nie chciałbym tego stracić.” „Nie przypominam sobie o jakimkolwiek spotkaniu.” „Umówiłem się na spotkanie z pańską sekretarką, nie powiedziała panu?” „Nie.” „No, ale jak już tu jestem, chciałbym przedyskutować kilka rzeczy.” I nagle Ganesyam zaczął opowiadać o książkach Prabhupada. O tym jak ważne jest, by te książki znalazły się w bibliotece uniwersyteckiej i zostały wykorzystane jako podręczniki. Gdy rozmowa dobiegła końca, profesor zamówił cały zbiór książek Prabhupada…

To jest historia wielkiego wielbiciela. O jego żarliwej modlitwie i postanowieniu, by służyć swemu mistrzowi duchowemu. To również historia o tym, jak Krsna czyni niezwykłe i czasami cudowne aranżacje, by spełnić takie pragnienie służby oddania. Krsna jest Najwyższym Stwórcą całej kosmicznej manifestacji. Nie ma niczego, czego nie jest w stanie uczynić. I gdy wielbiciel o czystym sercem pragnie być niczym marionetka w rękach swego guru maharaja… Gdy pragnie być instrumentem współczucia Krsny, Najwyższy Pan czyni wspaniałe mistycznie aranżacje, by w stosownym czasie i miejscu wielbiciel spotkał stosowną osobą. Tak Krsna spełnia nasze pragnienia.

Raporty wysyłane przez Ganesyama wprawiały Prabhupada w zdumienie. Czytając jednego z nich zaczął kiwać głową i śmiejąc się, w głębokim zadowoleniu powiedział: „Ten wielbiciel jest niewiarygodnie upełnomocniony, ten Ganesyam... Był prawdopodobnie jedynym czarnym człowiekiem w całym kraju! Nie mógł wmieszać się w tłum i wyglądać jak każdy inny.”

Afrykańczycy w większości przypadków nie mogli nawet przebywać w krajach komunistycznych… Był jedynym, a jednak posiadał tak ogromny entuzjazm przemierzając lasy, wspinając się na góry, odwiedzając klasztory, spotykając ludzi, by móc sprzedać książki Prabhupada.

Jego raporty dawały wiele radości Srila Prabhupadzie. Prabhupada był mu bardzo wdzięczny, obdarzając hojnie błogosławieństwami.

Ganesyam Prabhu był inspiracją dla wielbicieli na całym świecie. Był tak zdeterminowany… Na przekór wszelkim przeciwnościom gotowy był podjąć wszelkie ryzyko. I czynił to radośnie! Wkrótce stał się największym dystrybutorem książek zyskując światowe uznanie. Ludzie byli prawdziwie zainspirowani jego wyrzeczeniem, sadhaną, nauczaniem i służbą.

Żyjąc na górze w New Vrindavan, nie wiedziałem nawet, kto był wówczas prezydentem Stanów Zjednoczonych. Słyszałem jednak o służbie oddania Ganesyam Prabhu. Na takim odosobnieniu… Był niczym słońce oświetlające wszystkie strony świata.

W maju tego roku Maharaja opowiedział mi pewną historię, która przyczyniła się do wielkiej transformacji jego życia jak i służby dla Srila Prabhupada.

W roku 1976, w Mayapur miał miejsce festiwal Gaura Purnima. Ganesyam Prabhu jako lider grupy przybył tam wraz większością członków „Library Party” Europy Wschodniej. W tym czasie doszły do niego słuchy, że jego towarzysze rozważali rezygnacje z powodu zbyt wielkiej presji jaką na nich wywierał. Jego standardy były zbyt wysokie. Był tak wyrzeczony. Praktycznie nie spał, nie jadł… Spędzał jedynie długie, długie godziny na entuzjastycznym służeniu bez oczekiwania niczego w zamian. Można go było uznać za nadczłowieka.

Mówili, „Nie możemy temu sprostać. Oczekuje od nas, że również będziemy tacy jak on.”

Powiedział mi, że w chwili, gdy dostał tą informację jego serce pękło. Był tak pochłonięty służbą oddania, że nie rozważał tego, jak wpływał na innych. Nie miał pojęcia, że oddziaływał na nich w ten sposób. Czuł się zdruzgotany. Czuł się tak źle… Zaczął modlić się do Srila Prabhupada. Rozmyślał bardzo głęboko i doszedł do wniosku, że esencją nauk Pana Caitanyi jest bycie sługą sługi, sługi, sługi. A największą służbę jaką możemy uczynić jest inspirowanie innych.

Zniechęcanie innych jest niedźwiedzią przysługą…

Postanowił wówczas, że o wiele ważniejszym od wyników, za które chwali go Prabhupada oraz tak wiele ludzi, jest inspirowanie innych do zdobywania wielkich osiągnięć w służbie oddania. W tamtym momencie w 1976 roku, w Mayapur, postanowił w swym umyśle, że jego główną służbą dla Srila Prabhupada będzie inspirowanie i zachęcanie wielbicieli, jako bezinteresowny sługa sługi, sługi. Utrzymał ten nastrój do końca swoich dni na ziemi.