Radhanatha Swami: Życie we współczuciu, dedykacji i miłości - Bhakti Tirtha Swami Maharaja CZĘŚĆ 2


Vrindavan było miejscem, w którym Srila Prabhupada odgrywał lila odejścia z tego świata. Jego ciało było kompletnie wycieńczone. Często nie był w stanie jeść. Większość czasu leżał w łóżku w świątyni Krsna Balarama w Ramana Reti. Mówił wówczas: „Tym, co utrzymuje mnie przy życiu… Tym, co podtrzymuje moje życie jest lekarstwo kirtanu.”

A najwspanialszym z kirtanów jest rozprzestrzenianie na cały świat misji Pana Caitanyi. Z tego powodu ulubionym lekarstwem Prabhupada były listy wysyłane przez Ganesyama Prabhu.

Tamal Krsna Goswami Maharaja był wówczas osobistym sługą Prabhupada. To właśnie on opowiedział mi, że zawsze najważniejszym punktem dnia był moment, w którym przychodził list od Ganesyama Prabhu.

Bhakti Caru Maharaja jako sługa i Tamal Krsna Goswami Maharaja jako sekretarz widzieli jak wiele radości i entuzjazmu doznawał Prabhupada, gdy słuchał raportów Ganesyama Prabhu. Były pełne niespodziewanych wydarzeń i przygód oraz całkowitego podporządkowania wobec wszelkich przeciwności. Były tam cuda, które manifestowały się jedno za drugim…

Pewnego dnia Prabhupada kiwając głową uśmiechnął się… To były jego ostanie miesiące życia spędzone we Vrindavan…. Powiedział wówczas: „Jak wiele mocy ma ten chłopiec! Naucza praktycznie w dżungli Wschodniej Europy. Jest czarny, kolor skóry odróżnia go od wszystkich, wcale nie mówi tamtejszym językiem i wciąż sprzedaje setki kompletów moich książek! To jest niesamowite!”

Prabhupada słuchał listów Ganesyama Prabhu raz za razem. Kiedy tylko odwiedzał go brat duchowy lub jakiś wybitny gość, prosił Tamal Krsna Goswamiego, by ten czytał raporty Ganesyama Prabhu. Był bardzo dumny ze swego ukochanego ucznia…
Srila Prabhupada odwzajemniał się oddanym uczniom bezprzyczynową łaską. Wielbiciele na całym świecie dawali mu tak wiele… Podporządkowywali swe życia, by mu pomóc. Pragnął odwzajemnić tą miłość.

Był wycieńczony, jego ciało było zaledwie cienką warstwą skóry okrywającą kości. Pomimo, że doktor ostrzegał go przed śmiercią z powodu podróży, postanowił: „Jadę do Londynu, po czym udam się do Ameryki, by zainspirować wielbicieli.” Nie był nawet w stanie dawać wykładów… Chciał tam po prostu pojechać, by okazać swą wdzięczność za to, co dla niego robią. Chciał być z nimi i okazać im miłość. Taki był Srila Prabhupada…

Prabhupada został wniesiony do samolotu, przez odprawę na lotnisku i ostatecznie do pokoju w Bhaktivedanta Manor. W tym czasie wielbiciele z całego kontynentu Europy przybywali, by go zobaczyć. To był wielki festiwal… Pomimo, że na widok jego stanu fizycznego ich serca pękały, czuli jednocześnie ekstatyczną radość. Miłość jaką obdarzał ich Prabhupada była miłością świata duchowego. Była całkowicie bezwarunkowa. To była miłość Krsny…

Bhakti Tirtha Maharaja był wówczas w Europie Wschodniej. Jednak, gdy tylko otrzymał wiadomości, że Prabhupada przybywa do Bhaktivedanta Manor w Londynie, razem z Krsna Ksetra Prabhu oraz Bhakti Dayal Prabhu praktycznie bez zatrzymania przejechali całą drogę, by go zobaczyć.

Gdy Tamal Krsna Gosvami Maharaja dowiedział się o przybyciu Ganesyama Prabhu ucieszył się. Pomyślał: „To sprawi, że Prabhupada będzie bardzo szczęśliwy.”

Nic nie dawało wielbicielom większej radości niż szczęście Srila Prabhupada… Cokolwiek sprawiało, że był szczęśliwy, było życiem i duszą każdego wielbiciela.

Osobisty orszak Prabhupada zrozumiał, że nic nie mogłoby uczynić go bardziej szczęśliwym od zobaczenia Ganesyama Prabhu. Jego raporty były przecież dla niego najradośniejszymi i najjaśniejszymi chwilami. Z tego powodu Tamal Krsna Goswami przyprowadził do kwater Srila Prabhupada Ganesyama Prabhu, który ofiarował pełne pokłony swemu Guru Maharaja. Na widok ukochanego ucznia Prabhupada uśmiechnął się ze łzami w oczach i powiedział: „Podejdź tu, chodź…”

Gdy Ganesyam Prabhu podszedł do Srila Prabhupada, on objął go ze łzami miłości i wdzięczności, po czym pogłaskał głowę i powiedział, „Twoje życie jest doskonałe. Dziękuję Ci bardzo… To jest właśnie system param para. Mój Guru Maharaj dopingował mnie, ja dopinguje ciebie, a teraz ty dopinguj innych, by szerzyć misję Caitanyi Mahaprabhu.”

Taka łaska był bardzo wielką rzadkością. Widok Prabhupada, który płacze, obejmuje i głaszcze głowę swego ucznia był czymś bardzo specjalnym. Wkrótce wszyscy wielbiciele w Bhaktivedanta Manor słyszeli o wielkim szczęściu Ganesyama Prabhu otrzymania specjalnej łaski od Srila Prabhupada. Ilu z was słyszało już tą historię?
Istnieje dalsza jej część, którą opowiedział mi Maharaja zaledwie kilka miesięcy temu. Historii część druga…

Żaden wielbiciel, który przyjechał wtedy do Bhaktivedanta Manor nie otrzymał takiej łaski. Prabhupada który płacze, obejmuje, głaszcze po głowie i mówi „Twoje życie jest doskonałe. Kontynuujesz parampara…” Tamal Krsna Goswami był bardzo wzruszony przyjemnością jaką doświadczył Prabhupada…

Jako, że nieustannie myślał jak mógłby sprawić jeszcze więcej przyjemności Srila Prabhupadzie, wpadł na fantastyczny pomysł. Gdy Ganesyam Prabhu dał mu do przeczytania przywieziony ze sobą raport, Tamal Krsna Goswami powiedział: „To sprawi największą radość Prabhupadzie! Proszę, po raz pierwszy przyjdź i osobiście przeczytaj mu swój raport.” To był wielki honor i przyjemność dla Ganesyama Prabhu.

Tamal Krsna Goswami Maharaja powiedział: „Prabhupada, dziś sam Ganesyam Prabhu przeczyta raport ze swego nauczania na terenie Europy Wschodniej.” Ganesyam był bardzo zdenerwowany. Jednak na polecenie Goswamiego Maharaja zaczął czytać.

Bhakti Tirtha Maharaja powiedział mi, że Srila Prabhupada zdawał się być całkowicie nie zainteresowanym jego słowami. Nie wyglądał nawet na kogoś, kto chciał tego słuchać. Z kimś rozmawiał, patrzył gdzie indziej… Ganesyam zaczął się bardzo denerwować. Przeczytał pierwszą stronę z kilku i czuł, że prawdziwie przeszkadza Srila Prabhupadzie, który wyglądał jakby to go w ogóle nie interesowało… I wtedy Prabhupada zatrzymał go i spojrzał bardzo poważnie z surowym wyrazem twarzy. Gdy Ganesyam Prabhu przestał czytać Prabhupada powiedział: „Krsna jest sprawcą czynów…”

Ganesyam Prabhu stał praktycznie sparaliżowany. Tamal Krsna Goswami, który patrzył na całą scenę powiedział, „Ganesyam Prabhu, myślę, że to czas byś wyszedł.” Pokłonił się i wyszedł na zewnątrz.

Maharaja powiedział mi: „To była najbardziej poufna i przepełniona miłością wymiana uczuć, jakiej doznałem w swoim życiu. To była miłość Prabhupada.”

Pierwszego dnia objął go, płakał łzami pełnymi uczucia, pogłaskał głowę i powiedział: „Twoje życie jest doskonałe, kontynuujesz param para”, a następnego dnia… I to nie tak, że Ganesyam Prabhu uczynił coś złego, a Prabhupada po prostu go zignorował i poinstruował: „Krsna jest sprawcą czynów. Nie przypisuj sobie niczego…”

Bhakti Tirtha Maharaja powiedział mi: „Na całym świecie wszyscy znają tylko pierwszą cześć tej historii. Ale dla mnie, najlepsza jest część druga. Wtedy Prabhupada okazał mi najbardziej poufną i specjalną miłość.”

Prabhupada okazał mu wielką miłość i wdzięczność, ale w tym samym czasie chciał ochronić go na przyszłość. Ganesyam Prabhu powiedział, że słowa Prabhupada: „Krsna jest sprawcą czynów” były ostatnimi jakie od niego usłyszał…

Po ofiarowaniu pokłonów i wyjściu z pokoju, gdy zaczął myśleć o tym co się właśnie wydarzyło doznał ekstazy. Wiedział, że była to najbardziej poufna wymiana miłości i wielka łaska Prabhupada.

Wkrótce po tym, w listopadzie 1977 roku Srila Prabhupada odszedł ze świata. Zamykający rozdział swoich rozrywek na tej planecie spowodował, że cały świat ISKCONu zatopił się w oceanie rozłąki. Ganesyam Prabhu był jedną z tych osób.

Wiadomość odejścia Srila Prabhupada uderzyła nasze serca niczym błyskawica rzucając w świat intensywnego duchowego bólu. Żyliśmy tylko po to, by sprawić mu przyjemność. Żyliśmy nadzieją, że następnym razem przyjedzie i zobaczy co dla niego zrobiliśmy… A teraz już go nie ma…

Ganesyam Prabhu przyjął instrukcję mistrza duchowego jako swoje życie i duszę.

Kilka lata po tym, jak Srila Prabhupada odszedł z tego świata, wielu z jego uczniów odeszło od duchowych praktyk. Wielu usunęło się z misji z najróżniejszych powodów. Ale kilku ludzi, włączając w to Ganesyama Prabhu, posiadało głęboką determinację podążania śladami Srila Prabhupada.

Gdy Srila Bhaktisiddhanta Saraswati Thakur opuścił ten świat, Srila Prabhupada uczynił otrzymaną od niego instrukcję swoim życiem i duszą. I ponad 40 lat później udał się na zachód i założył ISKCON...

Ganesyam Prabhu głęboko studiował życie i nauki Prabhupada i zrozumiał, że miłością do guru jest podporządkowanie się jego instrukcji. Miłość w rozłące…

Wierzę, że po tym jak członkowie Library Party objechali całą Europę Wschodnią, uczynili to samo w Ameryce Południowej.

Istniało jedno miejsce na świecie, w którym nauczanie było bardzo trudne… W rzeczywistości każdy, kto tam nauczał chorował. Ból i liczne problemy sprawiały, że życie tam było nie do zniesienia. Mowa tu o Zachodniej Afryce… Bardzo trudna służba…

Liderzy ISKCONu apelowali do Ganesyama Prabhu, by udał się tam i nauczał: „Są to ludzie twojej rasy. Otrzymałeś łaskę Prabhupada. Podziel się nią z nimi.”
Pojechał tam.

W 1978 roku Ganesyam Prabhu przybył do New Vrindavan, by przyjąć ślub sannyasy. Postanowił przyjąć ją od Kirtananandy Swamiego Maharaja. Byłem tam podczas tej ceremonii. Chciałbym opowiedzieć wam o kilku rzeczach, które pamiętam.

Ale przed tym pragnę powiedzieć coś innego. Coś bardzo osobistego. W 1973 lub 74 roku w New Vrindavan pierwszy raz spotkałem Ganesyama Prabhu. Pamiętam, że przesiadywaliśmy godzinami na polach rozmawiając o Prabhupadzie i Krsnie. Tylko czyste Krsna katha. Wtedy rozwinęliśmy głęboką, pełną uczucia przyjaźń.

Kiedy powiedział mi, że nazywa się Ganesyam, wspomniałem o kimś, o tym samym imieniu, kogo kiedyś znałem we Vrindavan Dham. Opowiedziałem o nim wiele historii. Jedna z nich prawdziwie go zainspirowała.

Kiedykolwiek przychodziłem do Ganesyama Baby, zawsze ze złożonymi dłońmi witał mnie mówiąc: „Jestem twoim posłusznym sługą.” Z czasem przestał już nawet mówić „sługa” i przemawiał do mnie ze łzami w oczach z sercem wypełnionym pokorą: „Jestem posłusznie twój…”

Po usłyszeniu tej historii, Ganesyam Prabhu ze złożonymi dłońmi i łzami w oczach powiedział: „Jestem posłusznie twój.” Odpowiedziałem wtedy tak samo: „Jestem posłusznie twój.” Od tamtej chwili w 1973 roku, zawsze odnosiliśmy się do siebie w taki sposób z wielkim uczuciem i radością… „Jestem posłusznie twój…” Kiedykolwiek to mówił, jego sercu było pełne poufności i słodyczy. „Jestem posłusznie twój…”
Około roku 1973 Maharaja odwiedził Jagganath Puri w Indiach. Wierzę, że w tamtym czasie żaden z zagranicznych wielbicieli ISKCON’u nigdy nie był wewnątrz świątyni Jagganatha.

W jednej z rozmów pomiędzy Prabhupadem, a Bhakti Tirtha Swamim, Prabhupada będąc bardzo zadowolony z jego służby powiedział: „Zobaczysz Krsnę jeszcze w tym życiu.” Bhakti Tirtha Maharaja myślał sobie, „Może obaczę Krsnę jako Jagganatha… Mam bardzo ciemną karnację skóry, być może pomyślą, że jestem z Południowych Indii i pozwolą mi tam wejść.”

Wiedział jednak, że w tamtych dniach odmawiano wejścia do świątyni Jagganatha nawet hinduskim wielbicielom ISKCONu z powodu towarzystwa z ludźmi zachodu. Dlatego pomyślał: „Ubiorę strój karmi, świeckie ubranie i wtedy nigdy nie pomyślą, że jestem z ISKCONu.”

Jako, że nie posiadał takich ubrań, pożyczył od ludzi komplet, który nawet na niego nie pasował. Jakieś spodnie i koszulę. Po czym owinął głowę gamsą, by ukryć pozostawioną sikhę.

Był wielki tłum. Przeszedł obok odźwiernych. Wchodził głębiej i głębiej pośród masy ludzi. W hallu były tysiące osób. Przeszedł obok Garuda stamba… Ludzie nie mieli możliwości zbliżenia się do Jaggantha i mogli zobaczyć Go wyłącznie z dużej odległości. Maharaja modlił się do Niego: „Jeśli teraz mnie złapią, porządnie mnie zbiją. Nie wiem co się stanie.”

Nagle pandowie, pujari zatrzymali tłum i zaczęli wybierać ludzi, którzy według nich posiadali pieniądze. Kazali im wyjść do przodu. Jeden zawołał przebranego Bhakti Tirtha Swamiego i powiedział w języku oryi: „Ty. Chodź.”

Bhakti Tirtha Swami był naprawdę przestraszony. Będzie musiał z nim rozmawiać, a poza angielskim nie zna żadnego języka. Zaczął myśleć: „Co ja mu powiem? Powiem mu, że jestem hindusem, ale zostałem wychowany w Ameryce i dlatego znam tylko angielski…”
Kapłan zaczął mówić do niego, bardzo poważnie zadając pytania. Bhakti Tirtha Swami nie rozumiejąc ani słowa, nie wiedział co odpowiedzieć. Pozostał cicho modląc się jednocześnie do Pana Jagganatha.

Panda podprowadził go tuż przed ołtarz i przycisnął głowę do lotosowych stóp Jaggantha, Baladevy i Subhadry pozwalając tym samym stanąć centymetry od Nich i ofiarować modlitwy pełne miłości. Następnie okrążył bóstwa. W tym czasie jeden z wielu innych kapłanów, którzy chcieli wziąć od niego pieniądze krzyczał: „On jest mój, jest mój!”

Na koniec tego niesamowitego darsanu, Ganesyama Prabhu poprosił w modlitwie Jaggantha, by chronił wszystkich wielbicieli ISKCONu, dał im czystą bhakti oraz upełnomocnił ich, by dla zadowolenia Srila Prabhupada szerzyli jego misję na całym świecie. To było jego jedyną modlitwą. By stać się instrumentem miłości i współczucia oraz, by wszyscy wielbiciele byli szczęśliwi w świadomości Krsny.

Wówczas główny pujari, który eskortował go na zewnątrz powiedział po angielsku: „Wiem kim jesteś. Nie zgadzam się, że nie powinniście być wpuszczani do świątyni. Dlatego dałem ci ten darsan.”

Bhakti Tirtha Maharaja powiedział, że było to tak boskie, duchowe doświadczenie, aż postanowił, że następnego dnia zrobi to raz jeszcze. Właściwie było to tego samego wieczora.

Po zmroku założył na głowę gamsę i nie pasujące świeckie ubrania. Tym razem jednak pandowie rozpoznali, że nie jest hindusem i zaczęli krzyczeć na niego chcąc go zatrzymać. Zaczął uciekać. Dzięki częstemu tańczeniu miał bardzo dobrą kondycję. Uciekał i uciekał, aż ostatecznie opuścił Simha Dhvara. Zrealizował wówczas, że powinien być usatysfakcjonowany tym, co daje Krsna…

O ile wiem, był pierwszym zagranicznym wielbicielem ISKCONu, który miał osobisty darsan Ista Devy Sri Caitanyi Mahaprabhu Jagannath Baladeva Subhadra Mayi.

Bhakti Tirtha Swami Maharaja ki – jay!

W ten sposób przepowiednia Prabhupada spełniła się… „Zobaczysz Krsnę w tym życiu.”
Maharaja uwielbiał swoje imię. Ganesyam to imię Krsny i oznacza „Piękny niczym ciemna monsunowa chmura.” Powiedział mi: „Prabhupada nadał mi doskonałe imię, gdyż moja skóra jest bardzo ciemna.”

Tak jak chmura monsunowa zalewa potokami deszczu wysychające pola i rzeki, w taki sam sposób Krsna zalewa swą łaską żywe istoty w tym świecie, które cierpią z powodu zapomnienia o Nim. Krsna zalewa słodką łaską wszystkie dusze palone żarem materialnej egzystencji. Dlatego nazywa się Ganesyam.

Ganesyama Prabhu kochał swoje imię… Jak bardzo je kochał… Nadał mu je Prabhupada…
Gdy przybył do New Vrindavan, Świątyni Radha Vrindavan Candra Bahulavana, po rozpaleniu ognia jako Ganesyam Prabhu brahmacari, został poproszony, by wyszedł do pokoju i przebrał się w strój sanyasina. Pamiętam, że pomagał w założeniu go bardzo drogi wielbiciel o imieniu Sri Galim, osobisty sługa Visnujana Maharaja.
Wyszedł… Odbył się wykład. Wówczas Kirtananada Maharaja dotknął go dandą i powiedział: „Twoim nowym imieniem będzie Bhakti Tirtha Swami Maharaja.”

Spojrzałem na twarz Ganesyama Prabhu. Był zszokowany! Nie mógł uwierzyć: „Zmienili moje imię!” Prabhupada praktycznie nigdy nie zmieniał imion inicjowanych sanyasinów. Satsvarupa Das stał się Satswarupa Goswamim. Visnujana Das stał się Visnujana Goswamim, Tamal Krsna Das - Tamal Krsna Goswamim…

Jego twarz wyrażała szok. Widziałem w jego oczach pytanie: „Co zrobiliście?, Byłem tak bardzo przywiązany do imienia Ganesyam, a wy je zmieniliście!” Jednak już po chwili jego twarz promieniowała ogromnym uśmiechem. Był w pełni błogości. Jako, że sannyasa oznacza podporządkowanie i wyrzeczenie, w wielkiej radości przyjął imię Bhakti Tirtha Maharaja.

Po złożeniu ślubów i otrzymaniu sanyasa mantry odbyła się ogniowa jajna, a po tym kirtan. Wielbiciele z całego New Vrindavan, mężczyźni, kobiety i dzieci ekstatycznie śpiewali przed pięknymi bóstwami Radha Vrindavan Candra. To był jego pierwszy kirtan jako Bhakti Tirtha Swami. Był w ekstazie. Roznosiła go energia. Właśnie przyjął ślub życia w wyrzeczeniu w służbie dla Prabhupada.

Duch sannyasy oznacza, że umysł, ciało, słowa i życie stają się wyłączną własnością guru i Krsny. Niczego innego nie bierze się pod uwagę. To jest Sannyasa. Przyjął ten ślub właśnie w takim duchu. Caitanya Mahaprabhu i wszyscy wielcy acaryowie przyjęli sannyasę, a teraz on… Nie dla sławy, prestiżu, czy pozycji… Wyłącznie dla służby, dla możliwości zapomnienia się w niej… Był w ekstazie.

Wtedy po raz pierwszy w historii, Bhakti Tirtha Swami zatańczył z dandą. Później taniec ten stał się legedą… Teraz jednak był to pierwszy raz. Tańczył spontanicznie i jednocześnie dostojnie, wdzięcznie trzymając dandę. W pewnym momencie, gdy wzbił się wysoko w powietrze krzycząc „Haribol!” jego doti spadło na ziemię… Przez chwilę zawisł w powietrzu wyłącznie w copinach, swojej bieliźnie… Jedną ręką próbował jakoś złapać doti, trzymając kij w drugiej. To był dla niego prawdziwy kulturowy szok…

Gdy wylądował na ziemi, szybko podniósł doti próbując zakryć bieliznę. Pamiętam, że zażartowałem wtedy: „Maharaja! Jesteś prawdziwie wyrzeczony. Podążasz śladami sześciu goswamich. Oni tak samo nosili wyłącznie copiny.”

Był naprawdę zawstydzony mówiąc: „Nie wiem co mam teraz zrobić…” Odpowiedziałem wówczas: „Lepiej wyjdźmy na zewnątrz i załóżmy to lepiej.”

Zawiązał doti naprawdę mocno. Zrobił dwa supły, chwycił dandę i wrócił do kirtanu szaleńczo tańcząc w ekstazie. Po jakimś czasie, gdy wokoło niego tańczyli mężczyźni, kobiety i dzieci, jego doti spadło ponownie… Mężczyźni byli zszokowani. Kobiety zakrywały twarze swoimi sari, a dzieci po prostu się śmiały…

To był pierwszy kirtan Bhakti Tirtha Swami Maharaja. Haribol!

Gdy wrócił ponownie, w sali świątynnej panowała bardzo napięta atmosfera. Myśleliśmy, że Maharaja będzie zawstydzony. Jednak on wszedł z ogromnym, olśniewającym uśmiechem od ucha do ucha. Jego białe zęby świeciły. W przeciągu chwili sprawił, że cała świątynia znów trzęsła się w szalonym tańcu.

Na prośbę duchowych braci, swoją siedzibą uczynił Afrykę. Gdy pojechał tam, ISKCON miał zaledwie kilka ośrodków w stanie upadku. Bardzo trudna sytuacja… Nauczanie było praktycznie niemożliwe.

Wydaje mi się, że wpierw udał się do Nigerii…

Pewnego razu Prabhupada przyjechał do Kenii na otwarciu nowego ośrodka w Nairobi. Przyszło wówczas wielu hindusów. Prabhupada nie był jednak zadowolony i skarcił uczniów: „To dobrze, że przychodzą hindusi, ale Afryka jest miejscem Afrykanów. Dlaczego nie kierujecie nauczacie do nich?”

Powodem było to, że nauczanie tam było bardzo trudne. Nikt nie wiedział jak to robić. Jednak Bhakti Tirtha Swami Maharaja posiadał tak ogromną determinację, tak twórczą, upełnomocnioną przez Krsnę inteligencję, że dzięki jego staraniom do ISKCONu przyłączało się mnóstwo nowych wielbicieli. Otwierał zarówno ośrodki jak i farmy. To co robił było niesamowite.

Maharaja opowiadał o ogromnej liczbie chorób, na które cierpiał każdy, kto się tam nie urodził i wychował. O wiele więcej chorób niż w Indiach. Z tego powodu żaden wielbiciel z zachodu nie mógł tam przetrwać. Zawsze było się chorym…

Mówił, że nigdy nie mógł strawić jedzenia, które na dodatek smakowało odrażająco.

Co więcej, uczynienie wielbiciela z syna lub córki członków plemion prowadziło do nieprzewidywalnych konsekwencji. Otrzymywał groźby od rodziców wielbicieli, że zostanie otruty. Taka praktyka była tam na porządku dziennym. Jeśli ktoś z plemienia chciał zabić innego, wkładał mu do jedzenia truciznę. Inni praktykowali voodoo, afrykański odpowiednik tantry. Rzucali klątwy, które rzeczywiście działają. Klątwy voodoo są w stanie torturować ludzi. Sprawiają, że ofiara popada w szaleństwo lub cierpi na jakieś straszne choroby. Posiadają moc zabicia człowieka…

Wiele potężnych osób rzucało na niego takie klątwy. Ludzie wynajmowali kapłanów voodoo, by go zabić. Ale on przetrwał i to. Bardzo trudna służba…

Najtrudniejsza jednak była niestabilność rządu. Jeśli nie posiadało się jego wsparcia było się niszczonym. Problem istniał nawet wtedy, gdy było się wspieranym i w jakiś sposób stawało się mu bliskim.

Zachodnia Afryka to bardzo rewolucyjne miejsce. Polityczne przewroty zdarzają się tam cały czas. O rząd walczą partie mafii, gangsterów oraz wojskowych siłą i przemocą przejmując władze. Istnieją pewne zasady obowiązujące w takim przewrocie: należy zabić ministra, prezydenta, wszystkich członków rządu i wszystkie partie, które były bliskie rządu… A podczas jego pobytu w Afryce takie przewroty odbywały się regularnie!

Tłumaczył, że jeśli nie było się blisko rządu, zamykał on jakąkolwiek działalność, którą się prowadziło. Natomiast jeśli miało się z nim jakieś powiązanie, w momencie przewrotu zostawało się zabitym przez wojsko lub mafię. Dlatego z ogromną inteligencją i wyczuciem musiał postępować zgodnie z filozofią acintya bheda bheda tattva i być blisko rządu, będąc jednocześnie wystarczająco daleko, by w chwili przewrotów rewolucjoniści nie mogli go z nim powiązać. Bardzo stresująca sytuacja…

Dla kogoś z Ameryki upały Zachodniej Afryki był bardzo wyczerpujące. Nie było tam klimatyzacji...

To były bardzo, bardzo biedne kraje. Ludzie, których nauczał byli głównie członkami żyjących w ubóstwie plemion. Ale nawet i mieszkańcy miast byli bardo biedni. Życie bez jakichkolwiek udogodnień… Bardzo prymitywne warunki, upał, choroby, szczury, klątwy voodoo. Na domiar wszystkiego miały miejsce rewolucje wśród wielbicieli o przejęcie świątyni. Nawet najwyżsi rangą bhaktowie grozili mu, że go zabiją. Bardzo trudna sytuacja…

Pomimo tego wszystkiego pozostał tam. Dzięki determinacji, entuzjazmowi, dedykacji oraz niesamowitemu współczuciu Bhakti Tirtha Maharaja rozszerzał ISKCON jak nikt inny na całym świecie. Wkrótce nauczał w każdej głównej stacji telewizyjnej. Był we wszystkich mediach, w najważniejszych gazetach, czasopismach czy programach rozrywkowych. Stał się bohaterem narodowym. Prezydenci, ministrowie oraz szefowie rządów przychodzili do niego szukając duchowego przewodnictwa.

Otrzymał najwyższe odznaczenie jakie mógł otrzymać cywil. Podczas wielkiej ceremonii koronacji został Honorowym Wodzem Plemienia Nigerii. To najwyższa pozycja jaką mógł zdobyć cywil.

Zdobył ogromne wpływy. Stał się duchowym doradcą Nelsona Mandeli. Stał się również doradcą osobistości, którą czasopisma takie jak Time, czy Life ogłosiły najpopularniejszym człowiekiem na Ziemi. Mowa tu o Muhammadzie Ali. Nie wiem, czy pochodząc z Chowpatty wiecie kim był Muhammada Ali… To mistrz świata w boksie, wojownik, najlepszy atleta swoich czasów.

Życie Aliego to kolejna historia sukcesu. Urodził się w getcie Louisville Kentucky. By przetrwać musiał nauczyć się walczyć. Z biegiem czasu uczynił z tego naukę, stając się mistrzem świata w boksie. Nazywał się Calsius Clay. Był pacyfistą…

To były czasy wojny w Wietnamie. Gdy został wezwany na pobór do wojska, uznano go za osobę uchylającą się od służby ze względów moralnych i religijnych. W oparciu o muzułmańską religię, której był oddany, przestrzegał brak przemocy. Byłoby wspaniale, gdyby wszyscy ludzie tego wyznania przestrzegali tej zasady…

Oczywiście na ringu bił przeciwników jak nie wiadomo co… Jednak to było jego pracą.

Za swoje przekonania został wtrącony do więzienia, co tylko zwiększyło jego popularność. Stał się najbardziej znanym człowiekiem na świecie… Bardzo trudno spotkać kogoś takiego. Kogoś tak wysoko usytuowanego w centrum zainteresowania… A Bhakti Tirtha Maharaja odwiedzał jego dom regularnie służąc duchowym przewodnictwem. Muhammad Ali pokładał wielkie zaufanie w Maharaju. Zwierzał się ze swoich problemów i pytał jak może pokonać własne słabości.

Bhakti Tirtha Maharaja stał się tak wpływową osobą na świecie, że ONZ zabiegało o jego doradztwo i pomoc. Zapraszali go przywódcy krajów jak i wielkie znakomitości.

We wczesnych latach 80tych, w czasach apartheidu w RPA, odbyło się wielkie otwarcie świątyni Radha Radhanath w Durbanie. Wspaniała, jedna z najpiękniejszych świątyń na świecie. Głównym gościem ceremonii był Nelson Mandela. Zostali zaproszeni przywódcy różnych religii i partii politycznych. Były tam wszystkie znakomitości.

Liderzy poprosili Bhakti Tirtha Maharaja, by reprezentował ISKCON i dał otwierające przemówienie. Przemówienie, które stało się jednym z najwspanialszych w historii naszego ruchu.

Słowa Bhakti Tirtha Swamiego po prostu oczarowały serca wszystkich zgromadzonych osobistości. Przemówił potężnie, przekonywująco i czarująco. Następnie powitał Nelsona Mandelę, który był pod takim wrażeniem słów i niesamowitego oddania Maharaja, że wchodząc na scenę serdecznie go objął. Od tej chwili stali się drogimi przyjaciółmi. Przy wielu okazjach Nelson Mandela spotykał się z Jego Świętobliwością Bhakti Tirtha Swami Maharajem szukając duchowego przewodnictwa.

W tym czasie nauczał również w Waszyngtonie. W swym ogromnym, twórczym geniuszu stworzył tam Institute for Applied Spiritual Technology. Tak jak Bhaktivedanta Institute, był bardzo wyspecjalizowanym sposobem nauczania skierowany do wyspecjalizowanego rodzaju ludzi. Instytut ten mieścił się w samym sercu Waszyngtony w pięknym budynku tuż nieopodal Białego Domu. Bardzo prestiżowa lokalizacja.

W tym czasie przebywałem w Bombaju przez jedenaście miesięcy w roku. By utrzymać związek z New Vrindavan, co było koniecznością w uniknięciu wielkich politycznych komplikacji, resztę roku spędzałem w Ameryce. Starałem się trzymać polityków z dala… Bardzo trudna sytuacja...

Jak tylko przylatywałem do Ameryki, jechałem do Waszyngtonu, by spotkać się z Bhakti Tirtha Maharajem. Te dni były pełne słodyczy i wielkiej poufności. Rozmawialiśmy każdego dnia po 14-15 godzin… Braliśmy udział w porannym programie, po czym siadaliśmy przy małym stoliku, przyjmowaliśmy prasadam i zaczynaliśmy rozmawiać. Po sześciu godzinach ktoś przynosił obiad, po którym wracaliśmy do naszej rozmowy. Czasami chodziliśmy na spacery do lasu.

Rozmowy trwały do nocy. Zazwyczaj o północy wciąż jeszcze rozmawialiśmy. Kładliśmy wtedy dwie maty na podłogę i leżąc kontynuowaliśmy rozmowę do godziny czwartej nad ranem. Wcale nie śpiąc wstawaliśmy na Mangala Arati i po porannym programie znów zaczynaliśmy rozmawiać. Były to bardzo poufne, duchowe i pełne miłości dyskusje, w których odkrywaliśmy przed sobą serca. W tamtym czasie byliśmy ze sobą związani przyjaźnią w bardzo specjalny i unikalny sposób.

Oczywiście później zrozumieliśmy, że to co uczynili przywódcy ISKCONu było tym, co należało wówczas uczynić. Wtedy jednak modliliśmy się obydwoje z całego serca do Prabhupada, by móc kontynuować służbę, którą do tej pory wykonywaliśmy. By chronić wielbicieli… Tak wielu wspaniałych wielbicieli… By utrzymać ich w świadomości Krsny pomimo tego wszystkiego co się wówczas działo…

Jedną z osób, która przez lata asystowała mi w nauczaniu na uniwersytetach, była moja droga siostra duchowa. Chciałbym wam trochę o niej opowiedzieć.

W college’ach prowadziłem wykłady z filozofii, Bhagavad Gity, teologii czy historii, by w jakiś sposób, z różnych punktów widzenia przekazać studentom bhakti. Organizowaliśmy harinamy, prowadziliśmy stoliki z książkami, lekcje gotowania, niedzielne programy. Na różne sposoby próbowaliśmy przyciągnąć młodych ludzi. Każdego dnia tygodnia mieliśmy programy w innym college’u. Powoli ludzie zaczęli interesować się, stawali się wielbicielami i po jakimś czasie zakładali w swoich miastach świątynie. To było naprawdę wspaniale. Byłem wtedy główną osobą, która kultywowała te osoby.

Większość tej poważnie zainteresowanej grupy, która przychodziły na programy stanowiły kobiety. Jako, że byłem już sannjasinem, uważałem, że to kobieta powinna je nauczać i poufnie kultywować. W tej sprawie udałem się do jednej z moich sióstr duchowych. Była to najbardziej spontanicznie kochająca Krsnę osoba, jaką widziałem w swoim życiu. Miała na imię Hladini.

Hladini przez wiele lat wielbiła Jaggantha, Baladeva i Subhadrę. Była głównym pujarim na farmie Bahulavana. W pewnym momencie zaczęła mieć sny, w których pojawiał się Pan Nityananda Prabhu mówiąc jej, by zaczęła nauczać. Jednocześnie w snach zaczął pojawiać się Balarama i mówił jej: „Jak możesz mnie opuścić? Musisz ze mną zostać! Jesteś moim pujarim!”. Nie wiedziała co robić.

Gdy pojawiał się Nityananda mówił jej: „Te całe dzwonienie dzwoneczkami jest dla neofitów. Idź i nauczaj!” Z kolei Balarama, który jest przecież samym Panem Nityanandą mówił: „To w jaki sposób dzwonisz dzwoneczkiem i robisz puje sprawia mi ogromną przyjemność. Nie możesz mnie opuścić! Kontynuuj bycie pujarim.”

Pisała mi o tym w listach. Część z nich wciąż mam… Próbowała otrzymać przewodnictwo co powinna uczynić.