Radhanatha Swami: Życie we współczuciu, dedykacji i miłości - Bhakti Tirtha Swami Maharaja CZĘŚĆ 4


Przez cały czas trwania festiwalu myślałem: „Ukryte napięcie tej społeczności jest na prawdę trudne do zniesienia. Muszę rozpocząć to spotkanie, by to jakoś rozwiązać.” Wielbiciele również bardzo na nie naciskali. Odpowiedziałem im: „Spotkamy się następnego dnia po festiwalu.” To miało być bardzo poważne i rozstrzygające spotkanie.

Festiwal miał skończyć się w niedzielę w nocy. Mój wykład skierowany do grupy festiwalowej oraz każdego, kto brał w nim udział został zaplanowany na niedzielne popołudnie.

Odbyłem wtedy rozmowę telefoniczną z Bhakti Tirtha Maharajem…

Tuż przed przyjazdem na festiwal odwiedziłem go na trzy dni, po czym udałem się do Chicago i ostatecznie dotarłem do New Vrindavan.

Powiedział mi, że stan jego zdrowia naprawdę się pogarsza. Wierzył, że odejdzie z tego świata w przeciągu 2-3 dni. Powiedział mi: „Jutro dam wykład podczas niedzielnej uczty i będzie to prawdopodobnie moje ostanie przemówienie w tym życiu.”

Postanowiłem, że muszę być na tym wykładzie. Zbliżyłem się do Acyuty Prabhu, organizatora całego festiwalu i bardzo wspaniałego brata duchowego. Powiedziałem: „Czy wybaczysz mi, jeśli nie dam tego wykładu i udam się do Gita Nagari?” Odpowiedział: „Daj poranną sesję. Przesunę cię na rano. Po tym możesz pojechać… Prawdę powiedziawszy jadę z tobą.”

Podczas porannego wykładu mówiłem tylko o miłości i uznaniu jakimi darzę Bhakti Tirtha Maharaja. Zakończyłem go mówiąc: „Prawdopodobnie nie będzie żył długo i z tego powodu jadę do Gita Nagari. Wiedzcie proszę, że dwustu wielbicieli opuściło już festiwal i uczyniło to co ja właśnie zamierzam zrobić.” To wszystko miało miejsce w samym środku festiwalu…

Jechaliśmy samochodem przez 5-6 godzin. Gdy dotarliśmy na miejsce, Maharaja wygłosił wykład. Niesamowity wykład… Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Prawdziwy mistrz współczucia! Mówił tak niesamowicie głęboką filozofię, która trafiała prosto do głębi serca każdego słuchacza. Sprawił, że każdy płakał. Nawet on czasami płakał, by zaraz po tym powiedzieć niesamowicie zabawny dowcip, który sprawiał że wszyscy pokładali się ze śmiechu. Wszyscy płakali i śmiali się jednocześnie. Zaczęło ogarniać nas szaleństwo… Mówił na bardzo głęboki temat, który prawdziwie dotknął serca ludzi.

Po tym olśniewającym przemówieniu opiekunowie podnieśli go. Nie mógł już chodzić, był bardzo chudy… Posadzili go na wózku.

Miałem plan, że zaraz po wykładzie powrócę do New Vrindavan. Dotrę tam późno w nocy, by następnego dnia być na spotkaniu, na które czekaliśmy długie miesiące.

Gdy Maharaja usiadł na wózku podszedłem, by ofiarować mu pokłony. Wówczas on, bardzo delikatnym i pełnym miłości głosem powiedział: „Maharaja, czy zostaniesz na kilka dni?” „Maharaja, uczynię cokolwiek, co sprawi ci przyjemność.” „Będę ci bardzo wdzięczny jeśli zostaniesz na dwa, trzy dni.” „Zostanę.”

Następnego dnia, gdy przyszedłem do Maharaja, powiedział mi: „Będę ci bardzo wdzięczny jeśli po moim odejściu powrócisz do Gita Nagari i pomożesz w ostatnim namaszczeniu dając swoje towarzystwo wielbicielom, którzy tak bardzo będą potrzebować schronienia.” Odpowiedziałem: „Wrócę Maharaja…”

W międzyczasie ustalono, że spotkanie w New Vrindavan odbędzie się za trzy dni. Tego dnia miałem poprosić Maharaja o pozwolenie opuszczenie go. Mieliśmy Krsna katha, mówiliśmy o Krsnie i Vrindavan przez około 2-3 godziny. Jednak zaraz przed tym, jak miałem powiedzieć, że jadę do New Vrindavan, spojrzał na mnie ze łzami w oczach. To były łzy całkowicie czystego uczucia. Powiedział bardzo słodko ze złożonymi dłońmi: „Maharaja, pragnę umrzeć w twoich ramionach. Proszę pozostań ze mną.” „Maharaja, jestem tutaj. Tak długo jak żyjesz w tym ciele jestem z tobą. Nie ma nic innego, co chciałby ode mnie Prabhupada.”

Więc zostałem… Od tamtej chwili wielbiciele z New Vrindavan przyjeżdżali do Gita Nagari, by się ze mną spotkać. Czasami godzinami rozmawiałem z nimi przez telefon. To było bardzo intensywne.

Z powodu swojej miłości i życzliwości Maharaja pozwolił mi pozostać w swoim towarzystwie.

Chciałbym opowiedzieć wam o niektórych rzeczach, które wówczas zaobserwowałem. Z Festiwalu Inspiracji w New Vrindavan przyjechało prawdopodobnie 50 lub 60 uczniów Prabhupada. Wszyscy zebrali się w pokoju Bhakti Tirtha Maharaja. Nigdy nie widziałem czegoś takiego… Był upełnomocniony, by dotrzeć do ich serc. Dosłownie każdy przyjął schronienie jego lotosowych stóp. Ludzie płakali z miłości, wdzięczności i szacunku. A on mówił z takim uczuciem i inteligencją... Jego wspaniała filozofia przemieniała serca braci i sióstr duchowych. Dał nam bardzo głęboką inspirację.

Nikt nie mógł wyjść. Opiekunowie powiedzieli, że już czas iść, ale nikt nie mógł tego uczynić. Nawet jeśli powiedział, że jego ciało umiera, wciąż dawał z siebie tak wiele. Nie mógł znieść ich odejścia, ani oni nie mogli znieść rozstania z nim. To było bardzo piękna wymiana miłości.

Innego dnia przyjechały osoby, które znam bardzo dobrze. Niektórzy z nich byli uczniami Prabhupada, niektórzy wychowankami z gurukuli. Było ich wielu. Ich serce było kompletnie złamane. Byli wyalienowani. To byli ludzie, którzy od lat nie przychodzili na wykład w ISKCONie. Nawet nie przyszliby do świątyni ISKCONu. Znałem ich, byli moimi przyjaciółmi. Wciąż nimi są… Rozumiem problem, z którym się borykają. Musieli przyjechać, by zobaczyć Bhakti Tirtha Maharaja.

Cały pokój wypełniony był tego rodzaju osobami. To było wspaniałe. Jego serce wniknęło po prostu do głębi ich serc. Dusza Najwyższa upełnomocniła go precyzyjnie dobranymi doskonałymi słowami, których oni potrzebowali usłyszeć. Nie mogłem uwierzyć w to, czego byłem świadkiem. Ludzie, którzy byli cyniczni, nałogowcy… Ich serca topniały na moich oczach. Mówił do nich ponad dwie godziny. Z oczu każdego z nich przez cały czas płynęły łzy. Oddali mu swoje serca, a on pochwycił ich umysły i przemienił je.

Wychodząc z pokoju każdy płakał mówiąc „Doznałem przemiany. Już nigdy nie będę tą samą osobą po tym doświadczeniu.” Jeden z tych chłopców, który w swoim życiu przeszedł przez wiele trudności, spojrzał na mnie i powiedział: „W całym moim życiu nigdy nie widziałem nikogo, kto byłby tak blisko Boga jak Bhakti Tirtha Maharaja.”

Dla wszystkich przybyłych gości Maharaja zaaranżował w sali obok ucztę ze wspaniałym prasadam. Jednak oni nie mogli nawet jeść. Tak silne były emocje, które przeżywali.

Gdy wróciłem do jego pokoju, powiedziałem: „Maharaja, jak tego dokonałeś?” Byłem wielbicielem od około 35 lat, widziałem wiele rzeczy… Ale nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego. „Maharaja, znam cię od 33 lat i widziałem jak dajesz dynamiczne wykłady, widziałem jak hipnotyzujesz umysły ludzi i jak zmieniałeś serca ludzi, widziałem jak ich przekonywałeś… Ale nigdy nie widziałem jak robisz coś takiego! Przyjąłeś ludzi, którzy byli wyalienowani i cyniczni. Wziąłeś ich serca i przemieniłeś je na moich oczach! Maharaja, to nie mogłeś być! Stałeś się marionetką Prabhupada.”

Maharaja spojrzał na mnie bardzo szczerze i powiedział: „Tak. Nigdy wcześniej nie byłem w stanie wpływać na życia ludzi w taki sposób. Nigdy… Z całymi modlitwami i wysiłkami nigdy nie byłbym w stanie tego dokonać. Nie byłem w stanie trafić prosto do głębi ich serc ludzi i przemienić je. To nie byłem ja. W swojej łasce, Prabhupada uczynił mnie marionetką i sprawił, że tańczyłem tak jak sobie tego życzył. To jest to, o co zawsze się modliłem. By być instrumentem łaski Prabhupada i przemieniać życia innych. Całe życie jako wielbiciel modliłem się o to i Krsna spełnił moją modlitwę. Ta choroba jest wielkim błogosławieństwem. Od kiedy zachorowałem ludzie przychodzą do mnie z otwartym i życzliwym sercem i mówię rzeczy, o których nawet nie wiem. Gdy przemawiam do tych ludzi, nawet nad tym nie myślę, nawet nie wiem co mówię. Głos mówi przeze mnie rzeczy, którym nawet nie znam.”

Maharaja powiedział następnie coś, co przemieniło moje serce. Po tym, jak wypowiedział te słowa wszystko, co wydawało mi się tak niewyobrażalne nabrało sensu. Bhakti Tirtha Swami Maharaja powiedział: „Odkąd mam raka… W ciągu ostatnich kilku miesięcy wpłynąłem na życia ludzi tak, jak nigdy nie byłbym tego w stanie uczynić, gdybym żył kolejne 30 lat. Dlatego uważam tą chorobę za błogosławieństwo Prabhupada. Nie żyje po to, by żyć. Żyje po to, by służyć. W obecnym stanie wykonuję lepszą służbę zarówno pod względem ilościowym jak i jakościowym. Nie mógłbym tego uczynić żyjąc długim życiem. Dlatego ta choroba jest odpowiedzią na moje modlitwy. Z powodu służby jaką pozwolono mi pełnić, nie zamienię swojej pozycji na jakąkolwiek inną.”

Ludzie są zdumieni i zastanawiają się, dlaczego tak wielki wielbiciel znalazł się w pełnej bólu konieczności umierania na taką chorobę. Ale Bhakti Tirtha Swami Maharaja patrzył na to pozytywnie. Zrozumiał to i posiadał całkowitą wiarę. Cokolwiek powiedział było doskonale prawdziwe i mogę poświadczyć to tym, co zobaczyłem na własne oczy.

Następnie Maharaja zaczął opisywać sposoby, dzięki którym pomaga ludziom. Pokazał mi listy i opowiedział o jednej siostrze duchowej. Była poniżana, miała zrujnowane życie. Stała się alkoholiczką, zaprzestała sadhany i porzuciła towarzystwo wielbicieli. Jednak gdy tylko usłyszała, o umierającym na raka Bhakti Tirtha Swamim to zmieniło jej życie. Przeczytał niektóre z rzeczy, które do niego wówczas napisała. Zadawała mu pytania, prosiła o schronienie… Dał jej przewodnictwo poprzez e-mail i telefon. Rzuciła alkohol, przeprowadziła się tuż koło świątyni, zaczęła intonować rundy, podążać za ślubami i praktykować świadomość Krsny asystując misji Prabhupada.

Ludzie, którzy odeszli z ISKCONu przybywali do Bhakti Tirtha Swami, by przyjąć w nim schronienie. Osoby ze wszelkiego rodzaju trudnościami i problemami. Niewiarygodne… Tak, w ciągu tych tygodni Maharaja stał się marionetką Prabhupada oraz instrumentem miłości Radharani. Co do tego nie ma wątpliwości.

Dawał całego siebie każdemu. Jego ciało przysparzało tak wiele bólu… Patrzenie na jego stan łamało serce.

Pewnego razu spróbował unieść małą walizkę. Ponieważ rak pochłonął już kości, jego obojczyk pękł. Złamany obojczyk, amputowana noga… Rak rozprzestrzenił się w całym ciele. Niektóre z guzów były tak duże, że można je było zobaczyć gołym okiem. W kolanie całej nogi, w klatce piersiowej, pachwinie… Stawał się coraz bardziej wyniszczony.

Patrzenie na niego w tym stanie sprawiało tak wiele bólu… Zawsze był samodzielną osobą, która nienawidziła przyjmowania służby od kogokolwiek. A teraz… Jego stan nie pozwalał chodzić, stać, ani nawet wstać bez pomocy ludzi. By udać się do toalety musiał zostać podniesiony…

A jednak pomimo takich trudności każdej niedzieli dawał wykład na Niedzielnej Uczcie. Wielbiciele z całego Gita Nagari, Waszyngtonu, Nowego Jorku, Detroit, New Vrindavan, Merelyn, czy New Jersey przyjeżdżali by wysłuchać Maharaja. Prowadził nawet entuzjastyczne kirtany wraz z grającym na mridandze Gopalem Prabhu. Dawał dynamiczne, upełnomocnione wykłady. Pełne miłości i współczucia… Dawał siebie dosłownie każdemu. Dawał swoje życie vaisnavom i nie oczekiwał za to nic w zamian.

Bhakti Tirtha Maharaja w swej ogromnej życzliwości poprosił mnie, bym przychodził każdego dnia pomagając mu pamiętać Vrindavan, Radhę, Krsnę i Ich piękne rozrywki. Tak też uczyniłem. Maharaja traktował to sangam jako świętość. Nie pozwalał, by ktokolwiek poza nami był wtedy w pokoju. Nawet jego osobiści opiekunowie musieli wyjść. Każdego dnia rozmawialiśmy od jednej do trzech godzin.

W Gita Nagari pozostał przez długi czas jeden z naszych drogich przyjaciół i braci duchowych. Wielu z was go zna. Nazywa się Mahamuni Prabhu.

Pewnego dnia, grupa uczniów Prabhupada miała spotkanie z Jego Świętobliwością Bhakti Tirtha Swami Maharajem. Maharaja mówił bardzo wymownie trafiając dokładnie w cerce każdego wielbiciela. Mahamuni był tak bardzo wzruszony współczuciem oraz słowami głębokiej mądrości Bhakti Tirtha Swamiego, że nieustannie ronił łzy. Po zakończeniu rozmowy ze wszystkimi wielbicielami, Maharaja z wielką czułością zwrócił się do Mahamuniego Prabhu: „Gdy byłem nowym wielbicielem, przez jakiś czas służyłem pod twoim zwierzchnictwem. Byłeś bardzo ścisłym autorytetem dla każdego, kto pracował pod twoją opieką. Pamiętam jak było nam trudno z tego powodu.”

Mahamuni Prabhu był Amerykańskim żołnierzem. Podczas wojny w Wietnamie dowodził całą dywizją na linii frontu. Każdy, kto przeszedłby taki wojskowy trening stałby się całkiem ścisły…

Bhakti Tirtha Maharaja powiedział: „Mahamuni Prabhu, pewnego dnia wyrównam z tobą rachunki,” po czym zacisnął pięść i z ogromną miłością i czułością i dodał: „Mahamuni Prabhu, zamierzam uderzyć Cię w szczękę.”

Mahamuni Prabhu odpowiedział: „Proszę Maharaja, proszę uderz mnie.” Maharaja śmiał się bardzo słodko. „Zamierzam walnąć cię w szczękę! Pewnego dnia to zrobię.” „Proszę, zrób to, zrób.” Obydwoje zaczęli się śmiać…

Bardzo szybko po tym wydarzeniu poszedłem do pokoju Bhakti Tirtha Maharaja. Po spotkaniu miałem udać się do świątyni Sri Sri Radha Damodara w Gita Nagari, by dać wieczorny wykład. Właśnie, gdy zamierzałem wychodzić jedna z uczennic Maharaja o imieniu Agnihotra Mataji z Cleveland Ohio powiedziała: „Na prośbę mojego Gurudeva przygotowałam dzisiaj specjalne prasadam. To jest prawdziwe pożywienie duszy,” po czym zaczęła omawiać całe menu. Wymieniając jedną z potraw zapytała: „Czy chcesz trochę?” „Jak mógłbym odmówić… Nigdy czegoś takiego nie jadłem. Ale nic nie przyjmę zanim nie weźmie tego Maharaja. Wtedy będę miał Maha Maha Prasad.”

Po tym jak zaniosła talerz do Maharaja, udałem się na wykład. W międzyczasie ktoś dostarczył mi ładne pojemniki pełne rozmaitych potraw.

Mahamuni Prabhu był na tym wykładzie. Mieszkaliśmy razem w domu drogiego Yadunandana Prabhu i Taruni Mataji. W drodze powrotnej Mahamuni Prabhu zwrócił uwagę na bardzo egzotyczny zapach. Zapytałem go: „Czy wiesz co to jest?” „Nie.” „To jest pożywienie duszy, Maha Maha Prasad Bhakti Tirtha Maharaja i dzisiaj będziemy to jeść.” Było około godziny 23.00. Zjedliśmy trochę. W szczególności smakowała nam pieczeń w sosie jogurtowym. Następnie położyliśmy się spać. Dzieliliśmy ten sam pokój.

Następnego ranka miałem dawać wykład ze Śrimad Bhagavatam. Wstając zobaczyłem Mahamuniego Prabhu… Jego oczy nabiegły krwią, trzymał się za szczękę, i jęczał z bólu. Zapytałem: „Co się stało?” „Nie spałem przez całą noc.” „Dlaczego?” „Z powodu intensywnego nieznośnego bólu.” „Co się stało?” „Maharaja zrobił to.” „Co masz na myśli?” „Uderzył mnie w szczękę poprzez swoje Maha Maha Prasadam.”

W jakiś sposób odrobina sosu dostała się pod jego dziąsło i sprawiła, że cała szczęka i twarz napuchła w potwornym bólu. Powiedział: „Maharaja uczynił to… Obiecał, że walnie mnie w szczęke i zrobił to…” Był w tym stanie przez wiele tygodni…

Tego dnia podczas wykładu ze Srimad Bhagavatam opowiedziałem całą historię wielbicielom z Gita Nagari. Byli naprawdę bardzo zadowoleni słuchając o tym. Mahamuni Prabhu nie przyszedł na wykład z powodu bólu, ale następnego dnia, gdy tylko wyszedł z domu każdy pytał go: „Mahamuni Prabhu, jak tam twoja szczęka?” „Skąd o tym wiesz?” „Był o tym cały wykład ze Srimad Bhagavatam…”

Gdy Bhakti Tirtha Swami Maharaja usłyszał całą historię, śmiejąc się przyznał, że to była jego sprawka. Gdy następnego dnia przyszedł do niego Mahamuni Prabhu, Maharaja zaciskając pięść zapytał: „No i jak było?”

Wiele czytamy o mocy prasadam… Jednak ważniejsze od niego i o wiele bardziej potężne jest Maha Prasadam, Prasadam, które pochodzi bezpośrednio z ołtarza, z talerza Najwyższej Osoby Boga. Ale ważniejsze nawet od Maha Prasadam jest Maha Maha Prasadam, czyli Maha Prasadam z talerza wielbiciela. Maha Maha Prasadam jest gloryfikowane przez największych Acaryów. O nie modlił się Haridasa Thakura…

W trakcie Maha Prakas Lila, Sri Caitanya Mahaprabhu zapytał Haridasda: „Wybierz jakiekolwiek błogosławieństwo, a ja ci je dam. Co byś chciał?” Thakur Haridas odparł: „Niczego nie chcę. Jestem zadowolony będąc po prostu sługą, sługi Twoich sług.” Jednak Mahaprabhu powiedział: „Nalegam, byś coś wybrał.” „W moim sercu istnieje jedno pragnienie, które możesz spełnić… W każdych narodzinach, które przyjmę, daj mi błogosławieństwo, dzięki któremu zawsze otrzymam potrawy, które pozostawili na talerzach Twoi wielbiciele. Maha Maha Prasadam… Niech to błogosławieństwo będzie moim… Nawet jeśli będę psem albo owadem żyjąc w pobliżu domu wielbiciela, będę wdzięczny, gdy otrzymam resztki jego jedzenia.”

Po czym Haridas bardzo się zawstydził i powiedział: „W rzeczywistości, nie mam żadnego prawa… Jestem tak upadły… Kim jestem, by prosić o tak egzaltowane błogosławieństwo… Jestem tak upadły. Zawsze pragnę, by widziano mnie jako kogoś ważnego. To jest moja bezwstydna pozycja. Proszę, przyznaj mi błogosławieństwo, dzięki któremu będę zawsze wielbił w swoim sercu Maha Maha Prasadam, resztki pożywienia, które upadły z ust Twoich wielbicieli. W ten sposób pozwól mi być sługą sług Twoich sług.”

Prasadam oznacza łaskę… Z powodu tego wspaniałego i zabawnego wydarzenia śmialiśmy się i żartowaliśmy z przez wiele dni. A w szczególności robił to Mahamuni Prabhu. Pomimo, że za każdym razem zwiększało to ból w swojej szczęce, nie mógł przestać się śmiać. Prasadam oznacza łaskę i czuł on, że otrzymał niezwykłą akt łaski od Jego Świętobliwości Bhakti Tirtha Swamiego Maharaja. Ki – jay!

Każdego dnia, w odosobnieniu spotykaliśmy się na 1-3 godziny. Zapytałem: „O czym chciałbyś, bym mówił? O czym chciałbyś porozmawiać?” „O tym, co uważasz za najbardziej stosowne.”

Jako, ze głównie pragnął skupić się na Vrindavan, tak też zaczęliśmy naszą rozmowę. Rozpocząłem opowiadaniem o Srila Madhavaendra Puri, jego podporządkowaniu Krsnie i o tym w jaki wspaniały sposób odszedł z tego świata.

Sri Caitanya Caritamrita opisuje jak Madhavendra Puri, największy ze wszystkich vaisnavów, Param Guru Sri Caitanyi Mahaprabhu, opuszczając ten świat recytował raz za razem pewien szczególny wers. Sri Caitanya Mahaprabhu wyjaśnił, że to jest klejnot wszystkich wersów….

„Tak jak drzewo sandałowe, candan, zwiększa swój zapach po tym jak zostanie potarte, podobnie realizacja nastrojów oddania zwiększa się podczas medytowanie tego wersetu. Tak jak Caustubha Mani jest najcenniejszym ze wszystkich klejnotów, podobnie ten wers jest klejnotem posród modlitw.”

Następnie Kaviraja Goswami wyjaśnia, że istnieją wyłącznie trzy osoby, które mogą w pełni zrozumieć wewnętrzne znaczenie tej modlitwy. Jedną osobą jest Srimati Radharani, drugą jest Sri Caitanya Mahaprabhu, który jest Krsną z mahabhava Srimati Radharani, trzecią osobą zaś jest Madhavendra Puri. To jest dowód jego egzaltowanej pozycji. Na własnym przykładzie uczył nas wszystkich doskonałości opuszczenia ciała oraz nastroju miłości w oddzieleniu.

Srila Prabhupada wyjaśnia w znaczeniu do tej modlitwy, że w Gaudia Vaisnava Sampradayi nie istnieje wyższe doświadczenie, ani większy cel niż miłość w oddzieleniu.

Sri Caitanya Mahaprabhu posiadał nastrój ekstatycznej miłości Srimati Radharani, który przeżywała po wyjeździe Krsny do Mathury, w czasie gdy Uddhava doręczył jej wiadomość. W tym świecie, źródłem tej miłości był Madhavendra Puri.

Gdy Caitanya Mahaprabhu opisywał chwały Madhavaendry Puri robił to, jakby miał wiele ust. A gdy zaczął intonować tą szczególną modlitwę, ostatnią modlitwę Madhavendry Puri, był tak rozemocjonowany, że mógł wydobyć z siebie zaledwie kilka sylab. Tańczył i płakał z włosami zjeżonymi na całym ciele… Biegał i tańczył… Był tak bardzo zainspirowany mocą tej modlitwy.

Po trwającej wiele godzin rozmowie na temat natury miłości Manhavendry Puri, razem wyrecytowaliśmy tą modlitwę. Od tamtego dnia, każde spotkanie zaczynaliśmy i kończyliśmy recytując ją raz za razem.

To jest nastrój, w którym Srimati Radharani czuła rozdzielenie od Krsny. To jest ostateczne doświadczenie… To było również uczucie Madhavendry Puri, Sri Caitanyi Mahaprabhu i Prabhupada na Jaladuttcie. To jest doskonała modlitwa do medytacji w momencie opuszczania tego świata.

Zazwyczaj w trakcie naszych rozmów Maharaja leżał w swoim łóżku, a ja siedziałem u jego boku trzymając go za rękę. W tym nastroju recytowaliśmy tą modlitwę. Pomimo tego, że Bhakti Tirtha Swami Maharaja był tak potężnym, super inteligentnym generałem, podczas naszych rozmów był niczym niewinne dziecko. Był jak piękny, słodki mały pasterz. Bycie z nim było najpiękniejszym i najsłodszym doświadczeniem. Był tak pokorny… Tak prostoduszny… Jego oczy były szeroko otwarte, gdy bardzo pokornie powtarzał modlitwę Madhavendry Puri. Mówiłem jedną frazę, po czym on ją powtarzał…

„O Mój Panie! O najlitościwszy mistrzu! O władco Mathury! Kiedy Cię znów zobaczę? Ponieważ Cię nie widzę, moje wzburzone serce nie znajduje spokoju. O najukochańszy, cóż mam teraz uczynić?”

Gdy mówił: „O mój Panie” jego oczy były niczym oczy niewinnego dziecka. Wypowiadał to doskonale z głębi swego serca. Gdy mówił: „O najlitościwszy mistrzu” jego głos zaczął się dławić. Gdy Maharaja mówił: „O władco Mathury” jego ciało zaczęło się trząść. Gdy mówił: „Kiedy Cię znów zobaczę?” łzy obficie płynęły z jego oczu i ze zdławionym głosem musiał zmagać się, by to powiedzieć. Jego całe ciało drżało… „Kiedy Cię znów zobaczę? Ponieważ Cię nie widzę …” Jego pochłonięcie tym wersem wzrastało. „…moje wzburzone serce nie znajduje spokoju.”

Ja to recytowałem, ale on to przeżywał… Mogłem dostrzec po symptomach jego głosu, oczach i ciała, że zrealizował ten wers. „O najukochańszy, cóż mam teraz uczynić?” Gdy intonował ten wers, szczere emocje i uczucia realizacji, były wyrażane z taką niewinnością, prostotą i tak głębokim uczuciem, że poczułem się wielkim szczęśliwcem. Czułem jakbym siedział z Madhavendra Puri w chwili, gdy intonował ten wers. Z pewnością siedziałem z jego drogim reprezentantem…

Maharaja tak bardzo kochał tą slokę, że nazwał ją mianem piosenki tytułowej. Każdego dnia przez kolejne osiem tygodni, śpiewaliśmy ją na koniec naszej rozmowy na temat Vrindavan, Radhy Krsny, Govardan… Mówiliśmy tak wiele pięknych historii… Historii o Prabhupadzie… Głównie jednak skupialiśmy się na Vrindavan. To, jak o tym rozmawialiśmy było bardzo głębokie. Słowa, które wydobywały się z naszych ust były ponad nasze realizacje. Gdy zbliżał się koniec spotkania mówił: „Maharaja, zaśpiewajmy naszą piosenkę tytułową,” po czym zaczynał przechodzić przez wszystkie duchowe przemiany.

Każdego dnia, na początku i pod koniec naszego spotkania mówił ze łzami w oczach i ze złożonymi dłońmi: „Jestem twoim posłusznie,” a ja wtedy odpowiadałem: „To ja jestem twój posłusznie,” po czym obydwoje śmialiśmy się przypominając sobie Ganeshayama Baba i łaskę Prabhupada. Następnie rozstawaliśmy się.

Maharaja był oceanem wdzięczności. Widziałem jakim uznaniem obdarzał każdego, kto do niego przychodził. Był tak bardzo inspirujący… Jak bardzo mnie inspirował… Cokolwiek powiedział, płynęło prosto z serca. Niemalże każdego dnia dziękował mi za to, że z nim jestem. Takich wymian było wiele i podbiły one moje serce na zawsze. Jedną z nich się z wami podzielę.

Maharaja był tak delikatny i uprzejmy, gdy mówił: „Maharaja, jestem taki wdzięczny, że jesteś ze mną. Wiem, że jesteś jedną z najbardziej zajętych osób w ISKCONie. Jesteś na żądanie całego świata. Jest tak wiele problemów w New Vrindavan i innych miejscach… A ty całkowicie zlekceważyłeś swój cały harmonogram tylko po to, by być ze mną. To jest zadziwiające, że jesteś wobec mnie tak życzliwy.”

Wtedy zaczął płakać i ze zdławionym głosem dodał: „Maharaja, na prawdę wierzę, że ze swej bezprzyczynowej łaski Srila Prabhupada przysłał cię, byś był teraz ze mną. W twoim towarzystwie faktycznie czuję obecność Prabhupada jakby siedział tuż obok mnie.”

Nie zasłużyłem na żadne z tych słów… Odpowiedziałem wówczas: „To nie tak…. Bycie teraz z tobą jest największym zaszczytem w moim życiu. To ja jestem ci wiecznie zobowiązany. Ze wszystkich ludzi na całym świecie wybrałeś małego, nic nie znaczącego upadłego brata duchowego, by był z tobą w tych najpiękniejszych chwilach. Maharaja, to jest zaszczyt. I powiem ci bez cienia wątpliwości, że nie mogę uczynić nic we wszystkich czternastu światach, co bardziej zadowoliłoby Srila Prabhupada od przebywanie tutaj w służbie dla ciebie.”

Gdy to usłyszał, Maharaja zaczął płakać i uśmiechając się powiedział: „Zadziwiające! Zadziwiające! To co powiedziałeś jest takie zadziwiające… Wiem, że naprawdę tak myślisz…”

Pewnego dnia rozmawialiśmy o pięknych rozrywkach Radhy i Krsny. Nagle Maharaja doznał ekstazy i zaczął krzyczeć: „Jesteśmy tam! Jesteśmy tam Maharaja! Jesteśmy tam!” Zapytałem go wtedy: „Maharaja, gdzie jesteśmy?” „Jesteśmy tam!”

Zrozumcie proszę, miał jedną nogę… Musiał dostawać wszelkiego rodzaju środki farmakologiczne z powodu bólu jaki przysparza tego typu nowotwór. Lekarze i pielęgniarki, którzy do niego przychodzili mówili: „Ten człowiek jest w tak potwornym bólu, że nam nawet trudno to sobie wyobrazić.” Jednak nie chciał brać zbyt wielu środków znieczulających, by móc w pełni skupić swoją świadomość na Krsnie. Doświadczał bardzo dużo bólu…

Za każdym razem, gdy chciał się ruszyć, musieli mu pomóc w tym ludzie. Taka trudna sytuacja… Jednak pomimo tego doznał ekstazy krzycząc: „Jesteśmy tam Maharaja, jesteśmy tam!” „Gdzie jesteśmy Maharaja? Gdzie?” „Jesteśmy tam! Przeżywamy Caitanya Caritamrita! To nie tylko mówienie Caitanyi Caritamrity, to jest sama Caitanya Caritamrita dzięki bezprzyczynowej łasce Srila Prabhupada.” Mówił to z wielkim entuzjazmem. Pomimo, że był taki słaby jego głos był bardzo donośny: „Dzięki łasce Prabhupada! Dosłownie wkroczyliśmy do wiecznych rozrywek Sri Caitanyi Mahaprabhu!” „Czym jest ta Caitanya Caritamrita?” „Caitanya Caritamrita to rozrywki wielbicieli, którzy rozmawiają o Krsnie… Caitanya Caritamrita jest o wielbicielach. O rozwijaniu najsłodszej i najbardziej intymnej miłości do siebie rozmawiając ze sobą o Krsnie. Dzięki łasce Prabhupada jesteśmy tam… Wkroczyliśmy do wiecznych rozrywek Sri Caitanyi Mahaprabhu.” Zaczął trząść głową i z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Na jego twarzy pojawił się gigantyczny błyszczący uśmiech, gdy raz za razem powtarzał: „Zadziwiające! Zadziwiające! Wspaniałe!” Wtedy spojrzał na mnie niczym mały pasterz z całkowicie niewinnym spojrzeniem. Absolutny brak dwulicowości, tylko uczcie i miłość szkliło się w jego oczach.

Powiedział: „Maharaja, nie zamieniłbym pozycji, w której jestem dzisiaj na nic innego na całym świecie… To jest największe błogosławieństwo. Jestem tak bardzo wdzięczny…”

To był jego transcendentalny stan świadomości Krsny.

Zbliżał się dzień pojawienia Pana Nrisimhadevy. Maharaja naprawdę chciał opuścić ciało tego dnia. Był bardzo zainspirowany ponieważ wielbił Pana Nrsimhadevę. Przez lata miał laskę z wyrzeźbioną głową Pana. Miał piękne bóstwa Radha Syamsundar oraz wyzwalającego Hiranyakasipu Pana Nrsimhadeve. Był nieustraszonym sannyasinem. Powiedział mi wiele razy: „Jak bardzo pomyślnym byłoby, gdybym opuścił ciało w dzień pojawienia się Pana Nrsimhadevy... W szczególności będąc przed bóstwami.” Powiedziałem: „Maharaja, Krsna weźmie cię, kiedykolwiek zawoła po ciebie Parabhupada.”

W świątyni odbywał się festiwal, na który przybyło wielu wielbicieli z okolic.
Maharaja wsiadł do samochodu, i udał się do świątyni, by dać wykład. Gdy niesiono go, on po prostu się śmiał. Zawsze był tak łaskawy, by inni sannyasini mogli siedzieć tuż obok niego. Pochylił się wtedy do mnie wprost przed bóstwami Radha Damodara, wszystkimi zebranymi wielbicielami oraz vyasasanem Prabhupada i z uśmiechem powiedział: „Czy nie byłoby chwalebne, gdybym porzucił teraz moje ciało i Krsna wziąłby mnie przed bóstwami w trakcie, gdy śpiewam kirtan?” Zaraz po tym zaczął kirtan.

Nikt nie mógł uwierzyć w to co miało miejsce. Maharaja był tak słaby… Tak wychudzony… Wyglądał jakby miał w każdej chwili opuścić ciało. Poprowadził jednak naprawdę dynamiczny kirtan. Bardzo głośno i entuzjastycznie. Śpiewał go bez końca…

Siedząc obok patrzyłem na niego i myślałem: „Maharaja zdecydował porzucić ciało w tym kirtanie.” Dawał w niego, w intonowanie Hare Krsna mantry, całą energię i życie. Zaczął śpiewać: „Jay, jay Radhe, jay, jay Syam. Jay, jay Sri Vrindavan Dham.” Intonował i intonował bez końca…

Widziałem, że jest trochę zawiedziony. Po bardzo długim czasie skończył. Nie było możliwe, by ktokolwiek będąc w takim stanie mógł prowadzić taki kirtan. Następnie dał fantastyczny wykład o Panu Nrsimhadevie. Bardzo szczególny wykład…

Do Gita Nagari przybywało tak wiele osób, by go zobaczyć. Pewnego dnia Maharaja opowiedział mi historię: „Tamal Krsna Goswami Maharaja pojawił mi się we śnie… Ale to nie był sen, to była wizja.” W tej wizji Tamal Krsna Goswami powiedział do Maharaja: „Prabhupada woła po ciebie. Musisz porzucić wszystkie służby w tym świecie i przyjść do niego. Prabhupada woła po ciebie. Ma dla ciebie kolejną służbę w innym miejscu.” To było bardzo specjalne, ponieważ za życia Prabhupada, Tamal Krsna Maharaja był osobą, która była łącznikiem pomiędzy Prabhupadem, a Bhakti Tirtha Maharajem. W szczególności dotyczyło to raportów. Tamal Krsna Maharaja powiedział: „Musisz przyjść. Teraz,” po czym zaczął płakać. Bhakti tirtha Maharaja zapytał: „Dlaczego płaczesz?” Ze zdławionym głosem odpowiedział: „Ponieważ wiem ile bólu doznali moi uczniowie i sympatycy, gdy Prabhupada zawołał mnie w dokładnie taki sam sposób,. Wiem, że gdy odpowiesz na wołanie Prabhupada, twoi przyjaciele, uczniowie i zwolennicy będą cierpieć ten sam ból. Płacze za twoich wielbicieli… Jednak musisz przybyć.”

Bhakti Tirtha Maharaja powiedział mi: „Wiem, że Tamal Krsna Maharaja przyjdzie raz jeszcze…”